Zoharum / LP/DL / 2024
No i wreszcie. Jest. Jeszcze tym roku. Jeszcze w wakacje. Jeszcze w sierpniu.
That’s How I Fight ma chyba jakiegoś nietypowego pecha do przeciągających się wydań. O ile bowiem w przypadku Movement Two pisałem, że „długo przyszło nam czekać”, bo nagrana płyta półkownikowała się przez bite dwa lata w sumie nie wiadomo do końca dlaczego, o tyle przy Movement Three powód był bardziej prozaiczny i tym razem wiedzieliśmy co nas (czy raczej ich: zespół i wydawcę) wstrzymuje – winyl. W końcu jednak się doczekaliśmy i Movement Three rzutem na taśmę ujrzało światło dzienne w przedostatnim dniu wakacji.
Czy warto było czekać? Oczywiście, cóż za pytanie! That’s How I Fight jak zwykle nie rozczarowuje i jak zwykle raczy nas „bardzo swoją” muzyką. I w dalszym ciągu niespiesznie posuwa się w muzycznej eksploracji swojej niszy w stronę, ujmijmy to oględnie, jeszcze bardziej „swojszą”. I oczywiście w dalszym ciągu daleko od wszelkich szufladek. Rzecz jasna, da się zauważyć pewne pokrewieństwa, czy to z dark ambientem, mroczną elektroniką, dronami, czy (w stopniu zanikowym) z industrialem. Z drugiej strony trójka jest w porównaniu z dwójką nie tylko i nie tyle dojrzalsza, co na swój sposób i spokojniejsza. Zniknął gdzieś, pojawiający się jeszcze tu i ówdzie „gitarowy ząb”, a nową, czy raczej powinienem powiedzieć – jedyną, rolą tego instrumentu jest kreowanie klimatu. Spadło też tempo, a może nie tyle spadło, co po prostu wyrównało się. W dół. Chwilami robi się trochę smoliście, momentami z kolei ten drono-ambient zahacza gdzieś o jakieś pogranicza neoklasyki (z pełnym poszanowaniem dla zastosowanego instrumentarium, oczywiście).
Movement Three jest bez wątpienia płytą spokojniejszą, bardziej stonowaną, mocno nostalgiczną. To już chyba ten właściwy kierunek, tak zwany „etap dojrzały” w twórczości. Tu już nic żwawiej nie pomyka, tu stawia się na klimat, który robi się zdecydowanie charakterystyczny, nawet (co pisałem już akapit wyżej) gitara służy wyłącznie kreowaniu nastroju. I nawet szczątkowe arpeggia z początku 27 są jakby wolniejsze, subtelniejsze, zestrojone z tym post-letnim dronem. W sumie… jakby się głębiej zastanowić, to to opóźnienie wyszło tej płycie wyłącznie na dobre. Jest taki znany cytat z Himmilsbacha o zauważaniu istotnej różnicy między wesołym letnim piciem a depresyjnym jesiennym pijaństwem. No i Movement Three to zdecydowanie nie są wiosenne ambienty ani też letnie wesołe drony. To mocno nostalgiczne jesienne klastry, które w sumie mogłyby wyjść nawet jeszcze ze trzy albo cztery tygodnie później. Sama kolorystyka okładki poniekąd też w dość jesiennych barwach… Wystarczy przetrzymać ostatnią falę letnich upałów i możemy odpalać. I słuchać. I zachwycać się…
Data wydania: 30 sierpnia 2024
Piotr Wójcik