Constellation / LP/CD/DL / 2025

T. Gowdy to kanadyjski artysta i producent, który zaczynał jako chórzysta w American Boychoir w Princeton. Po studiach z gitary klasycznej i nagrywania dźwięku na McGill University w Montrealu, zajął się produkcją muzyczną. Współpracował z takimi artystami jak Ada Lea, Ensemble i SUUNS, eksperymentując z dźwiękiem – badał sprzężenie zwrotne, tworzył interaktywne instalacje dźwiękowe i dekonstruował miejskie pejzaże akustyczne. Jego twórczość to połączenie technicznej precyzji i artystycznej wrażliwości.
Gowdy nie boi się sięgać po brzmienia, które wydają się ze sobą kłócić. W utworze Novus Lumen elektronika pulsuje jak krew w żyłach, podczas gdy chóralne głosy niosą odległe echo klasztornych mszalnych śpiewów. To nie jest przypadkowy kontrast – to celowe zderzenie światów: średniowiecznej alchemii z jungowską psychoanalizą, sakralnego z profanicznym. Kiedy w Courante pojawia się lutnia przekształcona przez glitchowe efekty (niczym Fennesz grający na dworze Ludwika XIV), czuję, jak historia muzyki rozpada się na atomy, by stworzyć coś nowego: dźwiękowy mutant, który kwestionuje linearność czasu.
Najbardziej porusza mnie jednak sposób, w jaki Gowdy traktuje dźwięk jako materię alchemiczną. W Strewn techno przypomina mi odgłos maszyny do pisania, która stuka rytm ludzkiego serca, a szeptane słowa przywodzą na myśl rytuał przemiany – jakby artysta chciał nas przekonać, że każdy z nas jest jednocześnie ołowiem i złotem, substancją do oczyszczenia. To niepokojące, ale i hipnotyzujące.
Słuchając tej płyty, miałem wrażenie, jakbym przekładał strony starego, zakurzonego traktatu o duszy, jednocześnie czując na karku oddech futurystycznej maszynerii. To muzyka, która nie tyle „brzmi”, co materializuje się w umyśle, zmuszając do konfrontacji z własnymi wewnętrznymi polaryzacjami: nadzieją i rozpaczą, wolnością a obowiązkiem, ciężarem historii a ulotnością teraźniejszości.
Czy ta muzyka ma odpowiedzi? Nie. Ma za to mocne pytania. Gdy w Arislei Bone polifoniczne głosy wirują wokół siebie jak cząstki w akceleratorze, zastanawiam się, czy Gowdy nie proponuje nam nowego rodzaju duchowości – takiej, w której modlitwą jest samo drganie strun, a transcendencja rodzi się z feedbacku. To śmiałe, ale w obliczu współczesnego chaosu może właśnie potrzebujemy alchemików dźwięku, którzy zamienią nasz wewnętrzny ołów w coś lżejszego.
Dla kogo jest ta płyta? Dla tych, którzy gotowi są słuchać ciałem, nie tylko uszami. Dla wszystkich, którzy wierzą, że muzyka to nie rozrywka, ale laboratorium duszy.
Data wydania: 14 marca 2025
Artur Mieczkowski