SLPWK – Illuminations

Wydawnictwo Własne / MC/DL / 2023

SLPWK – Illuminations Anxious Magazine

SLPWK to pseudonim Michała Solipiwko. Twórcy, jak dotychczas, raczej nieznanego. Twórcy, z którym zetknąłem się po raz pierwszy właśnie przy okazji recenzowania jego nowego materiału. Poza tym, że Michał jest współtwórcą post-punkowego duetu KSY (który akurat, ironią losu, jest mi znany), i że ma na koncie wydanych już kilka płyt pod tym aliasem, to właściwie nic więcej na jego temat nie wiem. W zasobach internetowych nie znalazłem raczej niczego, co by ewentualnie mogłoby pomóc mi zbudować – na potrzeby recenzji – jego artystyczny profil. Z jednej strony fakt ten pracy nie ułatwia, a z drugiej tworzy pewnego rodzaju wyzwanie.

Wróćmy do autora i jego „anonimowości”, która – paradoksalnie – w kontekście specyficznej muzyki SLPWK(o której już za moment) jest pewną zaletą. Anonimowość dodaje tu bowiem dużej enigmatyczności, czyniąc projekt ten tajemniczym i bezosobowym. Muzyka niewiadomego pochodzenia, której impersonalny charakter otwiera nam pewną furtkę dla wszelakich imaginacji czy wybujałych interpretacji. Że płytę tę mógł nagrać jakiś mistyczny kapłan jakiegoś niepojętego kościoła. Że płyta ta to właściwie nawet nie materiał muzyczny, co bardziej dźwiękowy zapis jakiegoś przedziwnego rytuału.

Skąd w ogóle takie dość niepoważne pomysły przychodzić mogą do głowy? Już śpieszę z tłumaczeniem. Otóż, moi drodzy, odpowiedź znajdziecie w zawartości “Illuminations”. Dygresja o jakimś ukrytym sensie tej – też trochę na wyrost ocenionej – anonimowości, to w rzeczywistości tylko moja marna próba dobudowania jakiejś tajemniczej otoczki, którą sprowadzić można do pozycji redundantnego dodatku. Tajemnicza, i to tak naprawdę tajemnicza, jest tu przede wszystkim muzyka. I to ona sama nasuwa nam skojarzenia ze sferą sacrum, z liturgicznym rytuałem czy ze średniowiecznym anturażem.

Kościelny i liturgiczny ambient? Niby tak. Ale też nie do końca. Te wszystkie przymioty i właściwości, których pozwoliłem sobie użyć do opisu muzycznej zawartości “Illuminations” są bez wątpienia zasadne, ale – jak to zwykle bywa przy zabawach z gatunkami – mogą być one bardzo zgubne, prowadzając recenzenta na manowce. W życiu sporo już słyszałem ambientu, którego koncepcyjny szkielet zbudowany był na muzyce liturgicznej czy kościelnej. Przytoczę tu chociażby „Znój” autorstwa Zguby, który jest skądinąd moim osobistym faworytem w tej umownej kategorii. Zguba tworzy ambient kojący i kinematyczny, którego ciężko nie skojarzyć z klasyczno-kościelną wzniosłością czy nadwornym patosem. SLPWK idzie jednak w całkowicie innym kierunku. To ambient liturgiczny, który raczej stara się naruszyć naszą strefę komfortu i wprowadzić w stan niepokoju, przywołując nieco inne emocje. Choć daleki byłbym jednak od stwierdzeń, że środki używane przez SLPWK, czynią jego muzykę niedogodną w odbiorze. To raczej specyficzny rodzaj kontemplacji.

No właśnie. Kontemplacja. Twórca sam zresztą przyznaje, że kluczem inspiracyjnym przy “Illuminations” jest koncept kontemplacji, rozumianej jako rodzaj narzędzia poznawczego prowadzącego nas do głębszego poznania siebie. W moim przypadku, sam nie do końca wiem, dokąd poprowadziła mnie kontemplacja przy dźwiękach SLPWK. Jednego jestem natomiast pewny. Twórcy wybitnie udało się zrealizować zadanie, które sam wyraźnie nakreślił – „celem jest przywołanie skojarzeń z przeszłością oraz strefą brzmieniową w kolektywnej świadomości zarezerwowaną głównie dla świątyń”. Ciężko o bardziej trafne słowa, które opisywałyby istotę brzmieniowego konceptu stojącego za tym wydawnictwem.

SLPWK – “Illuminations” byłoby bowiem – w moim mniemaniu – niezastąpionym soundtrackiem do zwiedzenia jakichś zapomnianych świątyń, który – jak mało co – mógłby przybliżać nasz kontakt z równie nieznajomymi bytami, dla czci których świątynie te wybudowano. Ale to już tylko moje wydumane i imaginacyjne interpretacje.

Janusz Jurga