SCHRÖTTERSBURG – Om Shanti Om

Zoharum – new experimental art , D.I.Y Koło Records, Bat-Cave Productions, Estaboy Rec., NIC Records / (LP/CD/MC/DL) / 2022

SCHROTTERSBURG Om Shanti Om Anxious Magazine

„Om Shanti Om” to nowy, szósty już (wliczając debiutanckie demo) materiał płockiego zespołu. W międzyczasie ukazał się też bardzo dobry album „Melancholia. Dekonstrukcje” (recenzja) – jak tytuł wskazuje, były to ich utwory widziane / słyszane i zdekonstruowane przez innych wykonawców, mi.n.: Piotra Dąbrowskiego, Gaap Kvlt, Mirt czy Fleuve.

Ich poprzedni materiał „ד ”/ „Dalet” (recenzja), to mieszanka post punka, goth rocka, i chyba najbardziej odczuwalnej i rzucającej się w ucho zimnej fali. „Dalet” wydana w 2021 roku szybko doczekała się swojego następcy w postaci Om Shanti Om”, który swoją premierę będzie miał 7 kwietnia 2022 roku (wersja CD, pozostałe nośniki w późniejszych terminach). Krótki okres oczekiwania na ten nowy materiał jest wynikiem zamknięcia nas wszystkich w domach, w wyniku lockdownu. Nie marnując czasu i energii skupili się na tworzeniu nowego materiału. To co udało im się stworzyć, może nie da się określić mianem rewolucji, ale potężnej ewolucji już na pewno. Zatem czas na ujawnienie nowych, zaskakujących i intrygujących kart SCHRÖTTERSBURG.

Miałem okazję usłyszeć ten materiał w wykonaniu koncertowym jeszcze jesienią 2021 roku w gdyńskiej Desdemonie. Tam SCHRÖTTERSBURG skupił się na nowym materiale, uprzednio odgrażając się, iż on zasadniczo różny od młodszej młodszej siostry, „Dalet”. I rzeczywiście tak było. Zostałem mocno wbity w podłogę, przeczołgany przez różne stany umysłu i wypluty. Po tym wszystkim nastąpił mały katharsis ale i niedosyt. Głód na jeszcze. Koncert był w moim odczuciu za krótki, mimo iż tak naprawdę trwał standardową ilość czasu.

Moje pierwsze skojarzenie popłynęło w stronę SWANS i ich długich, miażdżących setów koncertowych, co w przypadku SCHRÖTTERSBURG mogłoby się równie dobrze sprawdzić. Intensywność materiału chłopaków z Płocka czasami jest porównywalna z Łabędziami, co nie znaczy – brońcie Bogowie – że jest ich kalką.

Mój apetyt po tym koncercie na wersję studyjną wzrósł jak podwyżki stóp procentowych NBP. Uzbroiłem się zatem w cierpliwość, zastanawiając się jak zespół odda ten nowy stan swojej muzyki, ciężar i mantryczność tego materiału w wydaniu studyjnym.

Shanthi oznacza spokój, odpoczynek. W hinduizmie: wewnętrzny pokój. OM Shanthi OM – mantra, którą na pewno poczujecie podczas odsłuchu tej płyty przemierzając przez jej wielokolorowe oblicza uczuć i stanów umysłu, które stały się znakiem rozpoznawczym zespołu.

Podczas zapętlonego odsłuchu zrozumiałem dlaczego, wspomniany koncert wydał mi się za krótki. Ten album wybudza na tyle silne emocje, że trudno się ich pozbyć gdy je już uchwycimy. W stosunku do poprzedniczki, pierwszą różnica jaka daje o sobie znać, jest oddanie masywnego brzmienia, intensywności i swoistego rodzaju rytuału. Czasem robi się tu wręcz plemiennie, by za chwile uciec do tradycji Indii czy Bliskiego Wschodu. Industrialne, transowe granie przepełnione psychodelicznym światłem, podsycane krautrokiem, wzbogacone m.in. o blachy, beczki na olej, djembe, karatali, czy aztecki gwizdek śmierci. Cały ten zestaw współgra, rezonuje z bardziej tradycyjnym zestawem instrumentarium.

Urzeka mnie w tej płycie struktura i rozłożenie napięcia materiału. 9. minutowy utwór będący swoistym wejściem w tą mantrę i numer, kończący to mocne ciosy. Środek to maglowanie słuchacza i jego przemieszczanie po różnorakich stanach ducha i umysłu, sprawia iż w pewnym sensie odłączamy rozum, by zatracić się w tej wędrówce. W finale, przemierzając również 9. minutowy utwór, wychodzimy ze zmienioną wrażliwością na bodźce zewnętrzne, ukołysani transem i… oczyszczeni.

W tym kontekście warto oczywiście przyjrzeć się wnikliwiej okładce – równie pełnej symboliki co i tajemnic, jak i mantrycznej, wyciszającej, unoszącej w mikro i makrokosmos. Obraz i dźwięk służą zaktywizowaniu określonej energii, uspokojeniu, oczyszczeniu z brudu. Przejście przez te różne stany kończą się ulgą i głębokim oddechem.

T. S. Eliot, w „Ziemia Odpadów” tłumaczy Shanthi jako „Pokój, który przewyższa rozum”. I właśnie to tłumaczenie, może to być preludium i światłem podczas odsłuchu „Om Shanti Om”. Zwłaszcza w czasie, w którym przyszło nam się mierzyć z trudną i niespokojną rzeczywistością wokół. Płyta, która zapada w pamięć i rozgaszcza się w naszym DNA niczym zapętlony Uroboros, który bez przerwy pożera samego siebie i odradza się z siebie.

Oddychajcie i chłońcie – Ommmm Shanti Ommmm

PS. Zespół dość intensywnie koncertuje po naszym kraju, sprawdźcie ich koniecznie na scenie.

Artur Mieczkowski

SKLEP →