RIGOR MORTISS – „Klechdy”

Zoharum / CD / 2021

RIGOR MORTISS Klechdy Anxious Magazine recenzja

Mam wrażenie że od czasów reaktywacji i tym samym wydania nowych płyt takich „Wbrewny” czy „Brud”, Rigor Mortiss złapali drugi oddech. Płyta „Klechdy” to kolejny znakomity materiał jaki wyszedł spod ich ręki. Tym razem Rigor Mortiss próbują swoich sił na wymagającym poletku muzyki filmowej. Jednakże mimo tego iż „Klechdy” jest soundtrackiem do krótkometrażowego filmu o takim samym tytule, grupa nic a nic nie traci ze swojego charakteru. To raptem niewiele bo ponad 20 minut muzyki, jednakże ich estetyka znakomicie koresponduje z horrorystycznym obrazem do jakiego została stworzona. Ta opowieść o młodym Afrykaninie, który znajduje się na polskiej wsi leżącej na odludziu.

Mroczne ambientowe pasaże, które kreują tą złowieszczą atmosferę, zderzone zostają z masywnymi, ciętymi, gitarowymi riffami. Brzmi to czasem jak awangardowy metal skąpany w psychodelicznej aurze. Tym samym muzyka z płyty „Klechdy” ma coś w sobie z psychodramy, od efektu zagrożenia i osaczenia po stan permanentnego przerażenia i potrzeby wyrwania się z tej matni.

Niemal obrzędowe rytmy w „Juju” na początku płyty, zderzone zostają z coraz bardziej natarczywymi dźwiękami gitar i elektroniką. Kolejne utwory coraz bardziej zagęszczają atmosferę w jakiej obraca się główny bohater. W „Village” mamy dosyć upiorny obraz wioski kreowany dzięki elektronice i rozciągającym się dźwiękom akordeonu na którym gra Gosia Florczak.

Dalej atmosfera robi się jeszcze bardziej nieoczywista, niczym widziadła ukazujące się ciemnej, leśnej głuszy. Kompozycja „Bobok” skutecznie podkręca tę atmosferę mroku i niepewności. „Fear” atakuje agresywnymi gitarowym riffami zaś w „Escape From The Flashback (Folk Tales Edit)” kreuje atmosferę tej bezwiednej szamotaniny i walki o życie za wszelką cenę. Agresywne dźwięki gitary, podbite gęstym dudnieniem bębnów i mroczną elektroniką faktycznie dają poczucie stanu zagrożenia i strachu.

Największym zaskoczeniem jest finałowy „I’ve Been Searching For Way Out” gdzie na tle akordeonu, elektroniki i połamanych rytmów słychać rasowe rapowanie, esencjonalny rapcore. Świetne dopełnienie tej znakomitej acz krótkiej płyty, mimo tego jej niesamowita atmosfera w pełni wynagradza krótki czas jej trwania.

Warto też zapoznać się z samym filmem wielokrotnie nagradzanym na festiwalach w Los Angeles, Toronto, Meksyku, Tokio czy Wenezueli. Efektu dopełnia sama edycja tego soundtracku wydanego w sześciocalowym ekopacku na złotej płycie kompaktowej. Znakomite w swojej klasie.

Robert Moczydłowski

powrót