Piotrek Markowicz – Up the River

Opus Elefantum / CD/DL / 2023

Piotrek Markowicz Up the River Anxious Magazine

Jak zapewniali Janusz i Maciej „…słoniowa ofensywa miała ruszyć już w marcu!”. No i ruszyła. Bez dwóch zdań. Na pierwszy ogień poszedł najnowszy materiał Piotrka Markowicza czyli deep adaptation’a – artysty znanego także z duetu Palmer Eldritch. Przyznam, że na hasło, iż jest to jego druga płyta w Słoniowym Kolektywie zacząłem szukać i drążyć, ale nie znalazłem w zasobach Opus Elefantum takowej (być może autor notki miał na myśli drugą płytę wliczając w to inne projekty Piotrka). Udało mi się natomiast znaleźć (między innymi na Spotify) poprzednią płytę PM – “Low Expectations”. Wróćmy jednak do “Up the River”.

Podobnie jak na poprzedniej płycie Markowicza mamy tu delikatny, naturalistyczny, poniekąd eksperymentalny (choć to słowo robi się już dziś mocno wyświechtane) ambient, jeszcze bardziej zakorzeniony w naturze, wzbogacony o coś, co Opus Elefantum określa jako „pierwotne sample” (czyli po prostu field recording celujący w odgłosy przyrody). Mamy też koncept – co w moich oczach zawsze dodaje danemu wydawnictwu co najmniej kilka dodatkowych punktów. Nie jest to oczywiście płyta stricte konceptualna niczym “The Crimson Idol” Blackiego Lawlessa, trudno bowiem od eksperymentalnego, mocno minimalistycznego contemporary ambientu oczekiwać wiodącego tematu muzycznego, który przewijałby się przez cała płytę wypływając w dwóch utworach na trzy, mamy jednak koncept ogólny – podróż w górę rzeki (zgrany również z oprawą graficzną tego wydawnictwa), mamy odniesienie do Józefa Konrada, mamy wyraźne afrykańskie inspiracje i nawiązania.

Całość, prawie trzydzieści siedem minut muzyki, spójnie prowadzi nas pod prąd, w górę rzeczonej rzeki, gdzie podczas całej podróży kapitan Markowicz dba o to, byśmy przeżyli maksimum wrażeń, nie wypadając jednak przy tym z tratwy (a może łódki?), która tak dzielnie płynie z tymi dźwiękami w kierunku przeciwnym do biegu owej rzeki. Od pierwszych dźwięków “Mouth of the River”, ujścia, z którego sądząc po odgłosach w tle, wypływamy jeszcze przed świtem, Piotrek nie tyle buduje napięcie, co raczej maluje nam pejzaże, które podziwiać możemy ze zwężającej się stopniowo rzeki. Czasami w tle pobrzmiewają delikatne nuty trance’owe (“Interzone”; “Distant Lights”) i robi się nieco energiczniej, czasami – jak w “Vibrations” – w wolno płynącej wodzie odbija się wręcz jakiś jazzowy prąd, ściągający nas na mieliznę złudnego i usypiającego, zwłaszcza króciutką saksofonową solóweczką, spokoju. Ten jednak szybko mija – wraz z pierwszym uderzeniem bębna w “Drylands”. Chyba wysiedliśmy na moment na brzeg… Są zresztą na tej płycie takie miejsca lekko wytrącające ją z minimalistyczno-naturalistycznych i ambientowych torów, nie tylko wspomniane “Vibrations” ale i choćby “Message in Tongues” – wpływamy wtedy na lekko jazzujące wody i robi się jeszcze ciekawiej. Nie jest to może jakiś ponury funeral jazz, nie jest to jednak także freejazz czy wesołe pogrywanie z nowojorskiej kawiarenki. Na płycie pojawiają się również sample będące efektem fieldrecordingu, który ktoś zdaje się rzeczywiście uprawiał w Afryce. Przydają one całości bez wątpienia nie tylko uroku ale pewnego rodzaju autentyczności. Aż do końcowego “The Current”, podczas którego nasza podróż dobiega końca. Dopłynęliśmy.

“Up the River” to bardzo, bardzo mocny materiał. Opus Elefantum (przede wszystkim zaś Piotrek Markowicz) wchodzą w rok 2023 z przytupem i z grubej rury. Albumem niesamowicie urzekającym, na swój sposób energetycznym (niosącym z sobą dużo pozytywnej energii), ale i jednocześnie uspokajającym, momentami wyciszającym. Mocno również eklektycznym – bardzo bowiem balansującym między ambientem, dźwiękami natury, muzyką eksperymentalną a jakimiś nieśmiałymi próbami jazzującego urozmaicenia i tak już bogatej całości. Dopiero marzec, a kolejna tego typu bomba. Czy ja już nie pisałem przypadkiem, że rok 2023 zapowiada się naprawdę dobrze?…

Piotr Wójcik