Park Jiha – All Living Things

Glitterbeat / LP/CD/DL / 2025

Anxious magazine Park Jiha – All Living Things

Słuchając All Living Things, czwartego albumu Park Jiha, miałem wrażenie, że ktoś delikatnie rozsuwa zasłonę między moimi żebrami i wkłada mi do klatki piersiowej latarnię. Światło migotało w rytm, a ja stałem się przezroczysty – nagle wszystkie moje pytania „dlaczego?” i „czy warto?” unosiły się w powietrzu jak pyłki, bezwiedne, ale piękne w swojej ulotności.

Park Jiha, czarodziejka tradycyjnych instrumentów, nie gra – zaklina czas. W First Buds (ten drewniany flet) łaskotał mnie pod powiekami, a ja zamknąłem oczy i zobaczyłem siebie jako dziecko, biegnące boso po łące, gdzie każdy krok wyciskał z traw szept: żyjesz, żyjesz, żyjesz. Potem przyszło Grounding – yanggeum, koreańskie cymbały, które brzmiały jak krople deszczu spadające na rozgrzany kamień. Elektronika? To był oddech ziemi, który wypełniał przestrzenie między dźwiękami, jak wilgoć w korzeniach drzew. Przez chwilę czułem, jakbym leżał na dnie oceanu, a fale liczyły moje kości.

Growth Ring saenghwang i piri tańczyły ze sobą jak dwaj bracia – jeden dziki, drugi melancholijny. Słyszałem w tym szum lasu, który rośnie mimo pożarów, pęknięć, suszy. A potem Blown Leaves – tu elektronika uniosła mnie jak wiatr liść, który nie wie, czy ląduje, czy zaczyna dopiero spadać. Park Jiha nie boi się ciszy, ale nie jest to cisza pustki. To cisza pomiędzy – jak ta sekunda, gdy wstrzymujesz oddech, zanim całujesz ukochaną osobę.

Finałowe Water Moon to było jak znalezienie starego pamiętnika na strychu. Dzwoniło jak szklane koraliki, które mój dziadek nosił w kieszeni kamizelki. Płakałem, ale nie wiedziałem dlaczego. Może dlatego, że Park Jiha przypomina mi, że nawet śmierć jest częścią tego cyklu – że żaden listek nie spada bezpowrotnie, tylko zamienia się w nawóz dla nowych pąków. Po prostu, naturalnie.

Czy to album? Nie. To  dotyk. Dłoń złożona na twoim karku, gdy siedzisz samotnie w parku. Szelest płaszcza, który musnął cię w tłumie i zniknął. Park Jiha nie komponuje muzyki – haftuje niemożliwe mosty między tym, co organiczne, a tym, co cyfrowe. Jej dźwięki są jak odciski palców na szybie: ślady, które zostawiamy, próbując się przebić do siebie nawzajem.

Dla kogo? Dla ciebie. Dla mnie. Dla nas wszystkich, którzy czasem zapominamy, że oddychanie to cud. Że każdy wdech to początek, a wydech – pieśń pożegnania, która i tak wróci w deszczu. Włącz tę płytę, gdy świat stanie się zbyt głośny. I pozwól, by Park Jiha nauczyła Cię słuchać własnego życia.

Data wydania: 14 lutego 2025

Artur Mieczkowski