Heerwegen Tod Production / CD/DL / 2025

Sporo czasu minęło od wydania Blood Electric, no może nie jakoś strasznie sporo, przynajmniej jak na A. A. Destroyera, który nigdy nie tłukł płyt na potęgę, raczej dozując nam muzyczne doznania, zawsze jednak przychodząc z dźwiękami najwyższej jakości, niemniej jednak w porównaniu z wieloma dzisiejszymi twórcami, produkującymi kolejne nowości na potęgę w odstępach niemalże czasami miesięcznych, tych pięć kwartałów to wręcz istny kawał czasu. Kawał czasu, który pozwolił twórcy projektu Paranoia Inducta na przemyślenie tego i owego, przetrawienie nowej koncepcji i spokojną pracę nad rozwijającymi się w jego wyobraźni dźwiękami bardzo, bardzo mrocznego dark ambientu, który – jak wiadomo – potrzebuje czasu by dojrzeć. Bo dobry dark ambient jest jak wino, jak mocarny bałtycki porter lub imperialny stout. Albo jak jamon serrano.
Dobrze, zostawmy te kulinarne skojarzenia i skupmy się na muzyce… Zacznijmy od tego, co już znamy, co już było i co się sprawdziło. Ryszard postanowił wrócić bowiem do patentu z wykorzystaniem gości. I o ile na Demon’s Factory było ich wprawdzie dwoje (Infamis i Erszebeth), jednak swój udział zaznaczyli – powiedzmy – nieco symbolicznie, to tym razem dostajemy płytę, na której obecność wokalistki (Lility Arndt z ukraińskiego jednoosobowego blackowego projektu Ieschure) nie tylko wyraźnie się zaznacza, ale i wręcz wywiera na tej płycie swoje wyraźne piętno. W ogóle zacząć powinniśmy od tego, że Ryszard odbił po Blood Electric (co do którego sam zresztą przyznawał, że to album nieco eksperymentalny) niejako w przeciwnym kierunku, w stronę bardzo klasycznego dark ambientu, jeszcze bardziej mrocznego, onirycznego i – przede wszystkim – melodyjnego niż niejedna poprzednia Paranoia Inducta. Zamierzenie to, a raczej jego realizacja, objawia się zarówno w warstwie instrumentalnej, gdzie wspomniane odcienie dark ambientu potęgowane są jeszcze samplami daleko- i/lub bliskowschodnich folkowych instrumentów dętych, jak i we wspomnianym dokoptowaniu wymienionej kilka zdań wcześniej Lility Arndt, której wokale robią tutaj naprawdę niesamowite wrażenie. W efekcie otrzymujemy jakby nowy wymiar, nowy kierunek muzycznej działalności Paranoia Inducta. Już przy okazji Demon’s Factory pisałem, że tamta płyta, podsumowująca, czy raczej zamykająca dwie dekady działalności muzycznej tego projektu była nie tylko udana, ale jednocześnie mocno odbijająca jakościowo w przód. Teraz mamy bez wątpienia kontynuację tej drogi – w końcu nowe środki wyrazu otwierają dla Paranoi zupełnie nowe, niewyeksploatowane horyzonty. Z drugiej strony poprzedni Blood Electric też był przecież eksperymentem ze wszech miar udanym, choć nieco w innym stylu. Gdybym miał wybierać to… nie chciałbym wybierać wcale – Paranoia Inducta to taki projekt, którego każde oblicze do mnie trafia i każda wariacja jest miła memu uchu. Choć oczywiście… Nie ma innej możliwości niż taka, że Middle of Nowhere trafi u mnie w rankingu płyt Ryszarda na sam szczyt. Nie chcę wyrokować o pierwszym miejscu, muszę ją jeszcze co najmniej kilka razy przesłuchać, by na fali entuzjazmu nie skrzywdzić kilku starszy płyt, niemniej jednak na pewno płyta ta to absolutny top. Z szansami na numer jeden. Przynajmniej do wydania kolejnego materiału.
Data wydania: 12 lutego 2025
Piotr Wójcik