Paco Moreno – Forever.exe / No Retreat No Surrender

Power_lunch recording corporation / Stargazing at Blank Skies / MC / CD / DL / 2022

Paco Moreno – Forever.exe

Niewielu jest twórców tak płodnych jak Paco Moreno. Jego tempo wydawania najprzeróżniejszych rzeczy jest w stanie wprawić w zakłopotanie najgorętszego nawet entuzjastę seryjnego wypuszczania nowości. W samym tylko bieżącym roku, który się przecież jeszcze nie skończył, ukazało się tego ponad 20 (tak – dwadzieścia!), najczęściej pod nazwą własną, choć czasami w ramach projektów ubocznych.

Większość tych materiałów jest, hm… mocno dziwna, czasami zahaczająca nawet o jakieś niestrawne kompilacje randomowych dźwięków, wysamplowane długie fragmenty czyichś utworów puszczone na zwolnieniu etc. W każdym razie jak piszącemu te słowa, tak pewnie i chyba wszystkim potencjalnych odbiorcom na pewno nie przypasuje sto procent twórczości Paco Moreno. Ale… może w tym szaleństwie jest metoda? Bowiem w zalewie tych dziwnych, czasem (subiektywnie rzecz ujmując) niestrawnych materiałów trafiają się swego rodzaju perełki. A taką są bez wątpienia “Forever.exe” oraz “No Retreat No Surrender”.

Dlaczego dwa wydawnictwa w jednej recenzji? Choćby dlatego, że chcąc recenzować Paco Moreno na bieżąco, trzeba byłoby dla niego założyć jakiś osobny dział, a to po pierwsze nie przejdzie, po drugie zaś nie ma sensu (wszak tych najprawdziwszych perełek jest tam tak naprawdę mało, chyba że ktoś gustuje np. w samplach skakania po kanałach TV, to polecam!). Tutaj skupimy się na dwóch najlepszych wydawnictwach Paco Moreno Anno Domini 2022.

“Forever.exe” to taki deszczowo-ambientowy klasterek. Potencjalny zwycięzca “Rainy Day Contest Soundirona” (gdyby nie to, że powstał dopiero jakieś dwa lata po tym konkursie). “Temporal Rain raczy nas prawie sześcioma minutami deszczu wzbogaconego o spokojne plamy padów, czy pojedyncze nuty jakichś nieskomplikowanych keysów. Początek ponad dziewięciominutowego “Reimaging Consciousness” to znowu plamy deszczu i klastry dźwięków, jednak gdzieś między trzecią a czwartą minutą wchodzi wyraźny i dość intensywny beat, sprawiający, że nagle zaczyna się na tej płycie dziać dużo więcej. “REM” to z kolei taki klaster senny – pady, szumy, szmery, niemniej jednak przyjemnie się tego słucha. Tak samo zresztą, jak następującego po nim “3AM”, w wypadku którego zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że komuś się nagle i dość niespodziewanie w drone’y zboczyło… Zamykający całość tytułowy “Forever.exe” raczy nas z kolei nieskomplikowaną melodią na basowej, syntetyczne podstawie z lekkim beatem i clapsami w tle. Typowa muzyka do puszczenia sobie w domu / w pracy podczas wykonywania jakichś bardziej absorbujących czynności (ja na przykład, poza wyjątkowymi sytuacjami, nie potrafię pracować w ciszy, z drugiej strony jakakolwiek muzyka z wokalami śpiewanymi, deklamowanymi czy wykrzykiwanymi w języku, który znam, a już tym bardziej z którego lub na który w danej chwili tłumaczę, całkowicie odpada).

Paco Moreno – No Retreat No Surrender Anxious Magazine

Z kolei “No Retreat No Surrender” to taka typowa muzyka klubowego tła. Nieskomplikowana perkusja, kojące melodie, gdzieniegdzie (dość częste gdzieniegdzie) ślicznie wysamplowany saksofon, wszystko wzbogacone od przypadku do przypadku klasycznym fieldrecordingiem (zapowiedzi z hali przylotów, tłum ludzi, lądujący samolot…) lub innymi ozdobnikami, jak na przykład deszcz i grzmiąca sobie gdzieś w oddali burza w “Calm Before the Storm”. Idealna rzecz do puszczenia w lokalu, którego właściciel chce, by tło dźwiękowe minimalnie tylko przykrywało knajpiany gwar, sami zaś goście nie musieli przekrzykiwać się z bardziej głośną muzą. Albo w domu przy pracy – patrz akapit wyżej. Dodajmy, że “No Retreat No Surrender” ma zdecydowanie mocne jazzowe zacięcie, więc jeśli ktoś nie gustuje w takich dźwiękach, to z tą płytą zdecydowanie nie będzie mu po drodze, jeśli drogi czytelniku masz natomiast choć minimalną tolerancję na nieortodoksyjny i niehardkorowy jazz, warto się tym materiałem zapoznać.

Żadna z powyższych dwu płyt nie jest ani wybitna, ani super-genialna, ani też specjalnie odkrywcza. To nie są przełomowe materiały, kreatorzy nowych kierunków czy stylów, ani tym bardziej nowych podgatunków muzyki elektronicznej. Czasami jednak człowiek ma ochotę posłuchać czegoś mniej absorbującego, czegoś, co nie angażuje ani stu, ani nawet osiemdziesięciu procent jego uwagi, zdolności poznawczych i koncentracji. I w takiej sytuacji obie wspomniane płyty Paco Moreno odnajdują się znakomicie. Zwłaszcza, że mają „to coś”, nie rażą przy tym monotonią, nastrój i klimat ulegają często zmianom, dzięki czemu na żadnej z tych płyt nie mamy półgodzinnego w kółko Macieju. Mając zaś na uwadze, że praktycznie wszystkie materiały tego twórcy dostępne są na Bandcampie możecie poskakać po wydawnictwach i popróbować tego czy owego. Może oprócz (lub zamiast) dwóch wspominanych tytułów wpadnie wam w ucho coś jeszcze.

Piotr Wójcik