Karolina Koba – Embrace of Shadows

Wydanie własne / DL / 2023

Karolina Koba – Embrace of Shadows Anxious Magazine

Mało, malutko jest w Polsce wykonawców czy projektów o zacięciu typowo neoklasycznym, quasi-filmowym, a w ogóle już gamingowym. Z drugiej jednak strony skąd niby takie projekty miałyby się brać? W tak zwanym „szerokim świecie” tego typu twórców podzielić możemy przede wszystkim na ludzi, którzy z czegoś takiego żyją oraz pasjonatów z zacięciem. Tych pierwszych trudno w Polsce, a nawet ogólnie w regionie środkowo-europejskim uświadczyć, powód jest zresztą dość prozaiczny – filmów fantasy, sci-fi czy horrorów raczej się u nas nie kręci, za wysokie progi… reszta kinematografii radzi sobie bazując na kilku sprawdzonych nazwiskach ewentualnie sięgając po klasycznych wykonawców zasiedziałych w popie, ewentualnie rocku. Z grami (to już tylko na polskim podwórku) trochę niby lepiej, ale i tak. Pozostają pasjonaci… ale i tych jakoś zbyt wielu nie widziałem – ani nie widuję. W kwestii typowej muzyki neoklasycznej w ogóle wydawało mi się, że jestem sam jak palec. Aż tu pewnego dnia, na jednej z grup związanych z festiwalem, na którym ostatnio grałem ponad dwadzieścia lat temu linka do swojej najnowszej płyty wrzuciła kompletnie anonimowa dla mnie w tamtym momencie Karolina Koba…

Gdy ktoś pisze, że celuje w muzykę do gier, w muzykę typowo neoklasyczną, gdy stara się to wszystko robić profesjonalnie, a w dodatku jeszcze wywodzi się z gotycko-bolkowskiego środowiska, grzechem byłoby choć nie przesłuchać. “Embrace of Shadows” trafiło więc na głośniki. I… przez jakiś czas tam zostało (czasami zmieniane z poprzednimi płytami Karoliny, które dostępne były online).

Chyba już zbyt wiele razy pisałem tutaj, że szczególną słabość mam do płyt konceptualnych, cóż jednak za to mogę. “Embrace of Shadows” też się poniekąd w ten schemat wpisuje. Karolina celuje zresztą w takie produkcje. W sumie w przypadku neoklasyki, zwłaszcza robionej przez kogoś, kogo marzeniem jest stworzenie kiedyś ścieżki do gry, całkiem logiczne i zrozumiałe. Tym razem trafiło na wampiry i wampiryzm, co poniekąd sugeruje i covert-art tej płyty. Płyty dość długiej, bo trwającej ponad godzinę. Jednocześnie płyty pokazującej regularny progres Wrocławianki, która – choć debiutowała projektem stricte gotyckim – to teraz coraz bardziej wciąga się w neoklasyczny świat multisampli, orkiestr, chórów, zespołów kameralnych.

“Embrace of Shadows” choć może nie powala na kolana niczym “Omen” Goldsmitha, nie razi piorunem, jak najlepsze momenty Djawidiego w smoczym soft-porno dla fanów fantasy na modłę HBO czy praktycznie wszystkie tematy muzyczne, jakie zafundował nam w innym świecie przedstawionym Howard Shore, to jednak nie tylko ma swój urok, ale i pokazuje pewien potencjał swojej twórczyni. Zwłaszcza iż jej zadanie było o tyle trudniejsze, że musiała samodzielnie wymyślić sobie cały świat przedstawiony i jakąś nieistniejącą fabułę pod nagrywany materiał, z czym poradziła sobie całkiem nieźle.

Siedząc w roku 2017 w kinie i chłonąc „Człowieka z Magicznym Pudełkiem” Bodo Koxa, żałowałem z jednej strony, że zrobiłem sobie przerwę od grania – z drugiej jeszcze bardziej żałowałem, że chyba po prostu nie było wtedy absolutnie żadnego twórcy – nawet w najgłębszym podziemiu – który parałby się na poważnie taką właśnie muzyką. Sandro di Stefano zrobił tam oczywiście robotę wybitną i niepowtarzalną, ale… okazało się, że w kwestii muzyki pod jakiekolwiek sci-fi/fantasy, czy nawet dystopijne Kino Moralnego Niepokoju okazaliśmy się być w roku 2017 stadem gęsi. Dlatego autentycznie cieszę się, że zaczyna się dziać cokolwiek w kierunku przełamania tej smutnej, drobiowej rzeczywistości… Droga wprawdzie przed nami daleka, ale spoglądając kilka lat wstecz, to chyba jednak jest swego rodzaju cud, że się na tej drodze w ogóle znaleźliśmy…

Piotr Wójcik