Miasmah / LP/DL / 2024
Za każdym jednym razem, kiedy widok z okna nuży lub zbrzydł kolejny mijający dzień tygodnia osobistym antidotym staje się uruchomienie wewnętrznej imaginacji, świata bez „szarości”. Od dobrych kilku tygodni narzędziem niwelującym codzienność, a indukującym arealność jest ostatni krążek Kaboom Karavan Fiasko!. Projekt scentralizowany i prowadzony od jego zarania przez belgijskiego, dźwiękowego ekscentryka Bram Bosteelsa. Twardy to orzech do opisania, ale jaką smakowitą nagrodą jest jego słuchanie.
Począwszy od pojawienia się pierwszej pozycji Kaboom Karavan, aż po właśnie tą, piątą przedstawianą główną bazą powstawania dźwięku są samodzielnie wykonane instrumenty akustyczne, wspomagane przez wszelakie, archaiczne strunowce z dodatkiem elektroniki. Na marginesie: naprawdę warto poświęcić chwilkę i przyjrzeć się tym cudeńkom skonstruowanym przez ludzką rękę, a zapewniających tak teatralną barwę i specyfikę wydźwięku całości. Nie bez znaczenia użyłem słowa teatralny, już pierwsze „nuty” rozpoczynające Fiasko! są jak przebudzenie w dalekim, zapomnianym miasteczku na końcu świata lub poza nim. Stajemy się świadkami oglądania widowiska, wystawianego przez objazdową trupę obierzyświatów. Tak, użyłem liczby mnogiej, ponieważ do odegrania tego przedstawienia Bram zaprosił: Barta Marisa, Stefaana Smagghe i Raphaela Cocka, którzy wzbogacili ten spektakl o trąboidalne i azjatycko / indyjskie insturmentarium strunowe.
Rozpoczynając wpadamy w środek soundtracku do filmu, który na horyzoncie brzmi jak irr. app (ext.) urozmaicone o sekcję instrumentów dętych z pohukującą sową na tle nocnego nieba. Rozgrzewka trwa, a przedzieranie się przez tajemnicze zakątki kończy wraz nastaniem przedziwnie błyszczącego wschodu słońca. Pulsująca w oddali linia baso-dźwięków wraz trąbkami imitującymi ptactwo domowe wprawia w zdziwienie, albo bardziej cieszy, w samonapędzającym się rytmie w towarzystwie skrzeku gitarowego. Przestrzeń wypełniona po brzegi nutami instrumentarium, jakby Don Kichot przemierzał północnoamerykańskie sawanny w poszukiwaniu wiatraków – może za dużo peyotlu skonsumowanego na śniadanie?
Jest też i czas na odpoczynek: swawolny interpley na granicy zapadnięcia w sen, zapętlone, odwrócone smyczki nawiązują dialog z budzącym się z letargu połamanym banjo. W niezapomnianych momentach, jak Berry bites the heel, kiedy utwory zbliżają się, czy raczej formują w bardzo luźną formę songu i Bram uracza nas swoim głosem wkraczamy w terytoria pokrywane przez takich artystów, jak Aranos czy dziki Tom Waits – te niezapomniane maniery wokalne i tembr głosu. Pomimo surrealistycznego wydźwięku całości jest tu miejsce na momenty nasycone zapachem melancholii, otoczonej egzotyką i pasażami rodem z flamenco czy rebetiko.
W takim koktajlu Mołotowa muzycy odnajdują się najlepiej, grając jakby do pasa zanurzeni w leśnym bajorku emitują sygnały buntu przeciw absurdalnej, otaczającej rzeczywistości. Wielowymiarowe i warstwowe to dzieło, wydaje się naładowane i nasycone, ale równocześnie płynne – pomimo podziału na poszczególne kawałki, czuć jedność – jeden strumień. Fiasko! jest też przykładem płyty off beat, gdzie perkusjonalia stanowią malutki ułamek całości, a pomimo tego czujemy ciągły puls, napęd który prowadzi nas do przodu w poszukiwaniu nowego.
Data wydania: 5 lipca 2024
Marek “Lokis” Nawrot