Constellation / LP/CD/DL / 2025

Every Life Is A Light to opowieść o byciu wiecznym gościem. Dwanaście przeprowadzek w jednym mieście, życie w klubach bardziej niż w mieszkaniach, migracja jako stan permanentny – Joni Void nie szuka tu łatwych metafor. W utworze In-Between Placessyntezatory drżą jak nerwowe serce, a samplowane odgłosy ulicy (klaksony, szuranie butów) przypominają, że Montréal to miasto, które nigdy nie zasypia, ale też nigdy nie przytula. Mam wrażenie, że artysta tańczy na gruzach własnej przeszłości, układając z nich mozaikę bez początku i końca.
Najgłębiej jednak porusza warstwa osobista. Śmierć przyjaciółki Joni Sadler i kota Muffina wisi nad albumem jak cień, ale też nadaje mu delikatności. W jednym z utworów słychać nagrania z próby z 2017 roku – perkusja Sadler brzmi jak ostatni oddech, który zatacza koło, łącząc żałobę z wdzięcznością. To nie jest patos, lecz szczere wyznanie: „żegnaj, ale pozostań w tym rytmie”. Gdy Joni Void śpiewa o „świetle każdego życia”, wiem, że mówi też o świetle, które gaśnie – i o tym, jak trudno je utrwalić na kliszy.
Kluczowa jest tu metafora Polaroida. Jeśli poprzedni album (EDITS) był kasetą z nagraniami z walkmana – intymnymi, szorstkimi – tu króluje flesz aparatu, który rozświetla mroki klubowych piwnic i własnych lęków. W L’Empire des Lumières (hołd dla Magritte’a) dźwięki wirują jak mieszanina dnia i nocy: syntezatory przypominają gwiazdy, a basowe drgania to echo ulicznych latarni. To muzyka dla tych, którzy czują się „poza czasem” – jakbyś oglądał zachód słońca, stojąc w klubowej toalecie.
Nie brakuje też momentów czystej fizyczności. Every Life Is A Lightma w sobie energię tańca, ale to taniec z duchami: motorikowe rytmy (Strewn) splatają się z ambientowymi chmurami (La Lumière Collective), a wszystko to przypomina seans spirytystyczny, gdzie przeszłość i teraźniejszość mówią jednym głosem. Nawet gdy Joni Void sięga po sample z reggae („old-school classics”), brzmi to jak wspomnienie przefiltrowane przez łzy.
Hip-hopowy utwór Story Board (with Pink Navel) to miła niespodzianka albumu. Jean Néant, znany z eksperymentalnych kolaży dźwiękowych (od ambientu przez musique concrète po glitch), tym razem zaprasza do gry w rytmiczne puzzle. Pink Navel – amerykański artysta o chropawym, hipnotyzującym flow – rzuca wersy jak zagubione kartki z dziennika. Słowa przeplatają się z ambientowymi falami Joni’ego, tworząc most między lo-fi melancholią a żywiołem bitów. To nie jest zwykły ‘feat’ w świecie, gdzie eksperyment często brzmi jak oderwany od ziemi manifest, ten kawałek ma w sobie ciepło i konkret. Słuchając, myślę o tym, jak różne gatunki (psychodelia, drone, plunderphonics, hip-hop) mogą współistnieć w jednym utworze, nie tracąc spójności.
Muzyka dla nocnych marków, którzy szukają piękna w niedoskonałościach. Dla tych, którzy przeprowadzali się dziesięć razy i wciąż nie znaleźli domu. Dla każdego, kto kiedykolwiek utrwalił wspomnienie fleszem, wiedząc, że i tak zblednie. Joni Void nie daje odpowiedzi, ale oferuje coś cenniejszego – latarnię, która świeci tam, gdzie już nie ma dróg.
Data wydania: 14 marca 2025
Artur Mieczkowski