Flos – Songs/Signs

Ritmo&Blue Records / CD/MC/DL / 2023

Flos Songs Signs Anxious Magazine

Po długich dziewięciu latach Stefano Castagna i Luca Formentini wrócili do współpracy w ramach projektu Flos, wydając od razu podwójny album zatytułowany “Songs/Signs”. W efekcie otrzymujemy dużo więcej muzyki niż na debiutanckim “Il Sogno Bianco”, zrobiło się też zdecydowanie bardziej różnorodnie, choć bez wątpienia Flos utrzymał klimat charakterystyczny dla wspólnej twórczości Stefano i Luci. Wspomniana różnorodność objawia się nie tylko bardziej odważnym sięganiem po różne barwy czy środki wykonawcze, lecz znajduje też czasami odzwierciedlenie w bardziej skomplikowanej rytmice czy zmianach tempa. Wciąż jednak jest to Flos – z zastrzeżeniem, rzecz jasna, że wszystko płynie, więc dziewięć lat różnicy sprawiło, że “Songs/Signs” nagrali muzycy o tychże dziewięć lat starsi i dojrzalsi. Słychać? Chyba tak…

Krążek pierwszy, czyli “Songs” to 11 opatrzonych tytułami utworów, dużo bardziej eksperymentalnych niż na debiucie, częściowo nagranych także z udziałem gości (których naliczyłem aż ośmioro, z czego sześcioro współkomponowało poszczególne utwory). Poszerzyło się także instrumentarium, obecnie mamy gitary akustyczne, elektryczne, organy Philicorda (czyli naprawdę zacną staroć), saucillator, monotron Korga, pianino akustyczne i elektryczne, mnóstwo rzeczy, niekoniecznie związanych na pierwszy rzut oka z muzyką, do tego oczywiście sample oraz, co najważniejsze, znane z debiutanckiej płyty Tavole di Flos, czyli gitaropodobny, autorski instrument Luci Formentiniego. Całość jest jednocześnie z jednej strony bardzo różnorodna, z drugiej zaś spójna – słucha się dobrze, utwory się zazębiają, ich rozmaitość nie zgrzyta ani nie tworzy zbędnych dysonansów, które utrudniałyby muzyczną lekturę. A lektura jest to konkretna, bo w swoich eksperymentach Flos zahacza o jazzujące instrumenty dęte, popisy Luci na jego Tavole, rytmiczną perkusję (zarówno w otwierającym “String One” jak i przedostatnim “Reprise”), fragmenty stricte ambientowe a nawet, jak w przypadku “File it Away” mroczną poezję deklamowaną na tle nastrojowego podkładu muzycznego. Całość tego muzycznego tygla wieńczy bardzo spokojny, gitarowy “Two Friends”.

Z kolei “Signs” bardziej już przypomina debiut, jest też spokojniejsze, bardziej eksperymentalno-ambientowe, momentami transowe. Utwory nie mają tutaj tytułów, są po prostu numerowane. Mniej tu gości, często robi się drone’owo, choć wciąż różnorodnie stylistycznie, nie ma zresztą mowy o stagnacji i ugrzęźnięciu w typowym, powolnym, smoliście sączącym się dronie. Na szczególną uwagę zasługuje klimat drugiego krążka, na którym znajdziemy naprawdę smakowite momenty, jak choćby Signs 9 z niesamowitym subtelnym wokalem Laurie Amat, czy Signs 10 z programowanymi na żywo bębnami w wykonaniu Stefano Morettiego.

Oba krążki, co trzeba podkreślić, są nie tylko bardzo eklektyczne ale i nacechowane swego rodzaju swobodą twórczą, pełne improwizacji, wręcz radości tworzenia czy wręcz przetwarzania (co słychać zwłaszcza przy gitarach). Czuć tę muzyczną chemię nie tylko między dwoma założycielami tego muzycznego przedsięwzięcia, ale i tę wspólną falę, na której nadają zaproszeni do nagrania tego materiału goście. Jakkolwiek ambiwalentnie to zabrzmi, nie jest to bowiem płyta wesoła (raczej poważna, momentami mroczna, na pewno trudna i przeambitna), to mimo wszystko wybija z tego na zewnątrz gdzieś jakaś radość tworzenia, bawienie się tymi wszystkimi dźwiękami, autentyczny zapał, czyste ikigai. “Songs/Signs” to takie multikoncepcyjne i wielowymiarowe (przy tym także wielowątkowe) dzieło czerpiące z mnogości stylów, inspiracji, pomysłów, współpracy, ukierunkowane przy okazji na radość z samego tworzenia. Dosłownie jak w przywołanej wyżej japońskiej filozofii – ten album sprawia wrażenie, że nie jest, czy nie był, celem samym w sobie. Był drogą. Pasją. Kreacją. Sposobem samorealizacji. Oczywiście, w efekcie dostaliśmy finalne dzieło, ponieważ jest to nieuniknione, jednak celem twórców był chyba sam akt tworzenia, improwizacja i kompozycja. Droga prowadząca do końcowej postaci “Songs/Signs”. Gotowy album otrzymaliśmy w pewnym sensie dodatkowo. Możemy się nim jednak cieszyć tak samo, jak każdym innym albumem. Albumem bardzo dobrym, wręcz znakomitym. I życzyć sobie, byśmy na trzecią płytę projektu Flos nie czekali kolejnych dziewięciu lat…

Piotr Wójcik