Consouling Sounds / CD/DL / 2024
Każdy, kto miał przyjemność czytania moich recenzji raczej wie, że lubię do swego tekstu dołączać sporo anegdotek. Nie inaczej będzie więc tym razem, lecz w niniejszym przypadku pozwolę sobie nawet od anegdotki zacząć. Anegdotki biograficznej, która dotyczy mojej historii z życia, kiedy to będąc małym grzdylem, jako młody akolita neoklasycznego darkwave’u, zasłuchiwałem się w twórczości Petera Bjärgö. I co ciekawe, w tej solowej; z dużą popularniejszą Arcaną nigdy nie udało mi się stworzyć jakiejś głębokiej relacji. Zamykając ten anegodtyczny i nieco rozwlekły wstęp, chcę po prostu ogłosić, że niezwykle ponętną i spektaluraną przygodą jest dla mnie możliwość zrecenzowania płyty człowieka, którego muzyka absorbowała mnie już niespełna piętnaście lat temu.
Kończąc swój biograficzny wątek, wypada przejść do wątku biograficznego twórców. I nie przypadkowo pojawia się tu właśnie liczba mnoga, gdyż płyta ta jest efektem współpracy dwóch artystów, przywołanego we wstępie, dobrze mi znanego Petera Bjärgö, którego kojarzyć musi każdy fan sceny darkwave’owej, a także dark ambientowego, beligijskiego producenta Nicolasa Van Meirhaeghe, występującego pod aliasem Empusae. Dodajmy, że nie jest to także pierwsza ich próba połączenia muzycznych sił, ponieważ w 2016 roku ukazał się ich wspólny album o tytule Proslambanomenos; wydany pod nazwą Onus.
Tym razem płyta dwójki twórców opublikowana została pod inną nazwą, gdyż funkcjonuje jako album Empusae z gościnnym udziałem Petera Bjärgö, który – jak informuje wydawca – dopełnił wokalami i partiami instrumentalnymi kompozycje stworzone przez belgijskiego producenta. Wydany osiem lat temu Proslambanomenos opierał się na odwrotnej konwencji, gdyż tam to właśnie Empusae finalizował dzieła, dopieszczając kompozycje stworzone przez członka Arcany. Doprawdy muszę stwierdzić, że ciekawy i frapujący jest ten zabieg. Osobiście liczę, że twórcy zatoczą koło i po kilku latach wydadzą płytę, ponownie przełamującą ową konwencję. Ale może nie wybiegajmy tak odlegle w przyszłość i skupmy się na najnowszym albumie o tytule Onus…
Zawartość dźwiękowa wspomnianego materiału w stopniu bardzo wysokim kooperuje z tematyką językową i symboliką, które wyznaczone zostały przez majestatyczną nazwę materiału. Onus oznacza bowiem ciężar życia i – jak możemy wyczytać z notki prasowej – jest przytłaczającą opowieścią na temat mrocznej epoki ludzkości. Epoki, która niebawem nastanie, a może już nastała… Sam wydawca zresztą wspomina, że Onus jest też pewną refleksją beznadziei, odnoszącą się do rozkładu cywilizacji i nadchodzącego końca ludzkości, który coraz głośniej kroczy, pukając do naszych drzwi. Wydawca opisujący ów beznadziejny anturaż nie pomija także wątku degrengolady cywilizacyjnej oraz postępujących konfliktów.
Chciałbym jednak zręcznie wyminąć wątek, który może prowadzić tu do niebezpiecznych, okołopolitycznych refleksji na temat dzisiejszego świata. To oczywiście nie tak, że umywam ręce od tematów trudnych i poważnych, lecz po prostu wiem, że i tak nie przetniemy tego gordyjskiego węzła. A nawet jeśli Nicolas i Peter mają słuszność i ich sybilliczna płyta niesie prawdę o końcu cywilizacji ludzkiej, to tym bardziej wolę rzeczoną refleksję odbierać na płaszczyźnie doznań emocjonalno-duchowym. A jest też, co odbierać, bo rzeczony Onus jest albumem niebywale ciężkim, który spaja w sobie wszystkie darkwave’owe elementy, jakie bardzo sobie cenię, stroniąc jednocześnie od przesadnego kiczu i gatunkowego przerysowania. Płyta oferuje z jednej strony oszczędność i dark ambientowy haunting w klimacie Artium Carceri czy Lustmorda, a z drugiej zwraca się w kierunku mrocznej i posępnej piosenkowości, która jak na darkwave’owy akcent jest dość minimalistyczna. Tu znów muszę zwrócić swoją uwagę na osobę Petera, który swoim głosem idealnie wypełnia tę ciężką i nieczystą przestrzeń.
Niewątpliwie mocną stroną tego wydawnictwa jest również jego interesująca struktura, gdzie w sposób nieoczywisty przecinają się gotyckie i melodyjne partie, z fragmentami stricte dark ambientowymi, w których słyszalne są również delikatne akcenty post-industrialu i noise’u. Nie brak tu również wyczucia w zakresie wprowadzania minimalizmu, co przecież nie jest raczej charakterystycznym zabiegiem dla darkwave’owego przepychu, który w swojej neoklasycznej odsłonie nierzadko proponuje nader eklektyczne akompaniamenty, balansując na granicy chałturowej i cyrkowej konwencji. Na płycie Onus ów minimalizm, stojący jednocześnie obok amalgamatu darkwave’u z ciężkimi i brudnymi odłamami ambientu, jest wyjątkowo dobrze słyszalny w ostatnim utworze o tytule The Unsound of Love. Długo rozwijające się intro, gdzie zapętlona została mroczna, ale jakże hipnotyczna melodyjka, charakterystyczna dla twórczości Petera, staje się głównym akompaniamentem dla ambientowej struktury utwory i czaruje nas niezmiennie od jego początku do końca. Nie zmienia się nawet w momencie, gdy w połowie utworu pojawia się uderzenie, które wchodzi wraz z bębnami i partią wokalną. Jeśli Onus to ciężar życia, to ten utwór z pewnością najlepiej oddaje muzyczny zamysł płyty. I bardzo dobrze, że to właśnie ten numer finalizuje to naprawdę wyśmienite dzieło.
Data wydania: 29 marca 2024
Janusz Jurga