Lumberton Trading Company / 10″LP, DL / 2023
Edward Ka-Spel to bardzo aktywna postać w świecie psychodelicznej awangardy. Jest współzałożycielem The Legendary Pink Dots, chętnie też tworzy różne projekty z innymi artystami, dla przykładu Tear Garden, Mimir, czy ostatnio Sorry For Laughing. Oprócz tego nagrywa również pod swoim nazwiskiem. Muszę przyznać, że z jego bardzo obszernej dyskografii właśnie solowe albumy cenię najbardziej. Chociaż Ka-Spel w większości swoich dokonań artystycznych otwarty jest na eksperymentowanie z dźwiękiem, to najwięcej słychać tego na jego indywidualnych płytach.
“Permission To Leave The Temple” to kolejny album artysty, wydany tym razem na 10″ LP. Płyta ta dostępna była już wcześniej w formacie digital. Co do wersji winylowej to jego premierę wytwórnia, Lumberton Trading Company kilka razy musiała przesuwać ze względu na kolejki w tłoczniach. Mimo to warto było czekać na nośnik fizyczny.
Wbrew temu, iż album składa się z pięciu części to można go potraktować, jako jeden współgrający kolaż dźwiękowy. “Permission To Leave The Temple” zaczyna się dość energetyczną, niemal krautrockową motoryką, do której Ka-Spel dostarcza wiele, ciekawych elementów. Użyty tutaj wokal nawiązuje momentami do Syda Barretta z debiutu Pink Floyd. Dalej wciąż dryfujemy w rytmicznej, psychodelicznej przestrzeni z pojawiającymi się znienacka dźwiękami różnych instrumentów (saksofon, gitara) by powoli opadać w senną teksturę opętaną słowami Edwarda. Stronę B rozpoczyna dość koronkowa melodia z przetworzonym głosem (chyba został też użyty vocoder), by w jednym momencie zmienić się w motyw jakby ze starych soundtracków do filmów giallo. Do tego w tle niczym w horrorze słyszymy nadający rytm cieknący kran. Tradycyjnie utwór zamienia się w kolejny. Nachodzące na siebie wokale tworzą dość hipnotyzujące zapętlenia. W ich gęstwinach słychać niby walkę miedzy sobą, a szepty i zawodzenia układają się w dość neurotyczną kombinację, która pozwala nam wyobrazić sobie złowrogą ceremonię.
Pomimo tego, że to dopiero początek roku, to muszę przyznać, że płyta ta mocno trafiła w mój gust. Edward Ka-Spel po raz kolejny potwierdził swój geniusz dźwiękowego surrealisty.
Michał Majcher