DIFFERENT STATE „Hidden sounds of magnetic field”

Requiem Records, CDR 2003

Different State Anxious Magazine

Recenzja miała znaleźć się w #10 Anxious, który nie doczekał się swoich narodzin. RIP Marchoff. Smutno bez Ciebie.

DIFFERENT STATE od blisko 10 lat zajmuje moje uszy. Począwszy od iście undegroundowej taśmy „Grain” – próby wejścia w ścieżki przecierane przez GODFLESH- wędrując przez hiper ciężarny Yield, po bardziej subtelny „Knar” i eteryczny, ulotny „Investigation committee on…” (notabene limitowana edycja) dotarłem do wydanego przez Vivo „Azure”. Za każdym razem kładła mnie na łopatki niezwykła szczerość dobywanych dźwięków. Konsekwencja i samodyscyplina panująca w gęsto utkanych dźwiękach projektu malowała przede mną obraz zespołu autentycznego, szczerego i oddanego swej misji. Misją jest atawistyczne przesłanie prawdziwej istoty dźwięku. Rytuał i rdzenna wymowa muzyczna jest spoiwem łączącym każdą jedną pozycję DIFFERENT STATE. Mijały lata, dotarłem do świeżo wydanego „Hidden sounds of magnetic field” i po raz kolejny pławię się pomiędzy dźwiękami magijicznych szczelin tego i tamtego świata. Strumień 93 aż syczy. Za intro mamy sampl z vinylu amerykańskiej wytwórni Nonesuch. Słyszymy człowieka, który śpiewa o swojej rodzinie na Haiti. Prymitywna, surowa barwa jego głosu stwarza uczucie więzi z pierwotnym kultem zachowania istoty kultury, klanu, narodu. Takie głosy otwierają wehikuł czasu. Niemalże rytualna inwokacja! Później (do końca płyty) mamy do czynienia już tylko z czystą elektroniką. Bez granic, bez podziałów. Different State sięga najwyższych rejonów eteryki muzycznej. Nie jest to odkrywanie nowego, jest to wręcz wsteczna wędrówka przetarta już przez takich tuzów jak Techno Animal, Hybryds, GOD, harrisowskie projekty, czy całą okołoindustrialną scenę dźwięku ambient. Przetworzone przez „różnorodne stany” dają nową miarę. Miarę zmagania się dźwięku i uczucia, miarę przepływu muzyki i instynktu. „Hidden sounds of magnetic field” to nie odkrywanie, to delikatny dotyk tych Bestii, które mieszkają pośród nas od wieków, to muskanie skrzydeł Anioła Apokalipsy. Ciężkie rytmy okraszane parzącym ambient, psychodelicznym głosem pełnym odrealnienia, tańcem umysłu – to wszystko jest tu wszyte w rowki tegoż CDRa. Wszystkie te cechy już w momencie kreacji projektu stały się znakiem charakterystycznym i wytyczną. Teraz pozostaje mi życzyć wytrwałości Marchoff`owi na jego ścieżce i kolejnych takich płyt, jak ta – przepięknie oprawiona i wydana przez Requiem Rec.

Soundcloud

ARTUR MIECZKOWSKI

↫powrót