Silentes / CD/DL / 2025

Czym jest dźwięk? Niewidzialnym fenomenem, słyszalną wibracją? To pytanie zadajemy sobie od zawsze, a odpowiadamy na nie w postaci inwestygacji czy eksploracji dźwięku. A może jednym i drugim równocześnie? Zapach transcendencji unosi się wokół.
Odpowiedzią, jedną z wielu dostępnych, na dzień dzisiejszy jest Cold Star: a Noise Inc., której autorami są: Deison i Cranioclast, a całość odsłonięta publicznie w postaci płyty CD lub jej współczesnemu, „wirtualnemu” odpowiednikowi plikowi. Oba projekty zajmują się generowaniem i penetrowaniem audio strefy od lat, a nawet wieków (w przypadku Cranioclast), racząc nas smakowitymi kąskami fonicznych zagadek. Tylko pod koniec ubiegłego roku Deison wydał wraz z Giancarlo Toniutti i Massimo Toniutti wyśmienitą pozycje Due Scritti Imperfetti, nie wspominając o solowych tytułach, czy współpracy z M.B., Johnem Duncanem, czy K.K. Nullem i najświeższą z Cranioclast. Właśnie, tutaj niemiecka legenda szeroko pojętego post industrialu objawiła swoje kolejne anagramowe oblicze. Działający w sekrecie jako duet, ukrywający się pod pseudonimami stworzonymi z liter nazwy projektu, zresztą każde kolejne wydawnictwo jest rozbiorem literowym Cranioclast (lub Kranioklast). Anagram stał się również tematem przewodnim Cold Star: a Noise Inc. Tytuł płyty, jak i wszystkie siedem utworów to nic innego jak przearanżowanie Deison Cranioclast. Pomiędzy 2019 a 2024 rokiem odbywała się bezustanna wymiana „pomysłów” w celu magazynowania potrzebnej ilości materiału, który miał posłużyć w celu stworzenia wydłużonych kompozycji. Proces – to słowo doskonale oddaje metodę pracy, którą w finalnym etapie uległa podzieleniu na encykliki (rodzaj pisma napisanego przez papieża, skierowane do biskupów i do wiernych). Kolejny krok, aby dodatkowo zakręcić tajemnicą.
Przebogata paleta soniczna i szerokie spektrum częstotliwości, to co pierwsze uderza w odkrywaniu tego misterium. Zapewne sekretem pozostaną oryginalne źródła dźwięku, a wielokrotne przesłuchiwanie odkryje tylko rąbek prawdy kierowany własnym odczuciem. Koncept przyświeca układowi płyty. Rozpoczynając od rytmicznych, perkusyjnych motywów, które są tak zdeformowane, obrobione, że jawią się jako wibrująca struktura rozłożona w wolnej przestrzeni na tyle, że nic jej nie ogranicza. Wyobraźnia podpowiada procesowane werble zniekształcone do momentu objawienia się jako gradobicie na horyzoncie informujące o nadchodzącej procesji, ciekawy sposób nadania rytualnego posmaku całości. Zanikający szum wprowadza nas do drugiej encykliki wyprowadzając już tym razem RYTM per se. Monumentalny w swym byciu, posuwisty i basowo ciążący prowadzi nas przez nocne, rozbudzone części umysłu. Pamiętacie Re entry (Techno Animal, zanim stało się hip hopowym czymś tam) wypełnione po brzegi opiumowym pulso-rytmem maszerującego Mastodon Americanusa – tutaj może w bardziej oszczędnej formie, za to z dodatkiem sygnałów odbieranych przez radar albo wysyłanych? Kto to wie.
Nie może być za łatwo i przewidywalnie. Degradacja rytmiczna rozpoczyna się powoli, zamieniając się w elektrostatyczne trzaski rozpraszające się w nadchodzącym zmierzchu. Zwisające metalowe obiekty, czy to perkusjonalia wprawione w ruch raczą nas metalicznymi dźwiękami zanurzonymi w rozciągniętej basowej magmie, rozlewającej po ziemi. Niepewność czai się za rogiem budząc niepokój… nie to ciekawość alchemika i jego zakazane penetracje – co kryje wnętrze. Coś, co z jednej strony przywraca tu i teraz, to głosy ludzkie, z dystansu, powielone docierają, odbijają się, aby objawić się w postaci sprzęgów, syrenich zaśpiewów przysypanych puszczonym od tyłu orkiestrowym tłem. Czy jesteśmy świadkami nowego, anagramowego świata dźwięku powstałego przez jego inną konfigurację?
Pamiętajmy, że muzyka to nie tylko rytm, puls, ale i melodyka, i jej barwa. Przy ich pomocy można kreować nastrój, wymalować przestrzeń, przekazać ukryte treści. Podążając dalej doświadczamy stanu wyższego wykreowanego przez zmutowany, delikatnie przesterowany basowy pochód, rolujący wnętrzności. To jak przyglądać się membranie głośnikowej, która ożywa wypełniona niskimi częstotliwościami i te cichutkie sprzężenia wewnątrz. Kolejne zmutowane tło, zdradzające wsiąknięcie w kolejny meta wymiar, preparacja dźwięku sięga zenitu, strunowce porozciągane wzdłuż i wszerz zapowiadają rozwiązanie tajemnicy albo zapowiadają jej nieodgadnione nadejście – Saint Traumartin’s Procession. Zdeformowane dzwony powiewają, roznosząc dźwięk, zapowiedź czytania. Tutaj zostawiam was sam na sam z dokończeniem tej wycieczki i własną interpretacją tego, co stanie się dalej. Kolejny anagram?
Marek “Lokis“ Nawrot