cozy moss – wołanie

Requiem Records / CD/DL / 2023

cozy moss – wołanie Anxious Magazine

Trzymam właśnie w rękach słuchaną któryś raz z rzędu debiutancką płytę „wołanie” duetu „cozy moss” i zachodzę w głowę, jak to możliwe, że z jednej strony oto pojawia się kolejny projekt praktycznie znikąd, z drugiej zaś, w zalewie przeciętności i bylejakości, grozi nam, że następna cudowna perełka (bo to bez dwóch zdań jest materiał niesamowicie wyjątkowy!) przejdzie albo bez echa – albo nie zrobi należytego szumu. Psiakrewne „ciekawe czasy” (takie chińskie przekleństwo) nadprodukcji, nadpodaży, nadtworzenia…

Jak tu w ogóle zacząć wywnętrzanie się nad tą płytą… trzeba by chyba wrócić do Opus Elefantum Collective – takiego specyficznego tworu na polskiej scenie, przypominającego ni to szeroko rozumianą „rodzinę”, ni to spółdzielnię twórczą, ni to artystyczną komunę… To właśnie tam swoje pierwsze kroki stawiała Klaudia Miłoszewska, której debiutanckie utwory brzmią poniekąd dość podobnie do cozy moss, aczkolwiek należy zauważyć, iż są one zdecydowanie grzeczniejsze i układniejsze. To oczywiście nie zarzut – ani też sugestia, że cozy moss pojechało jakoś po bandzie, czy coś w tym stylu. Nie. CM postawiło raczej na swoją własną estetykę i nadało temu wszystkiemu konkretny szlif. Publikowane w ramach Opus Elefantum Collective utwory Klaudii miały dość konkretny charakter, kierunek, były natomiast w pewien sposób stonowane, co zresztą dodawało im swoistego uroku. W przypadku CM nacisk i akcent przeniosły się na przekaz i improwizację. To jakby automatycznie dorzuciło do całości pewien pazur, zadzior, który powoduje, że „wołanie” jest jakby bardziej wyraziste (bałbym się mimo wszystko użyć określenia: „agresywniejsze”) w przekazie. Niemałą zasługę ma w tym fakt, że praktycznie wszystkie partie wokalne są po prostu improwizowane. Tu i teraz. Na miejscu. Jedynie „Płonę” stanowi tutaj wyjątek i zostało napisane i przygotowane przed sesją. Cała reszta jest improwizacją – wolną, swobodną, puszczoną na żywioł, podsumowującą dotychczasową współpracę twórców (bo nie tylko Klaudia odpowiada za cozy moss… Ciekawe, czy będzie to odtwarzalne na ewentualnych koncertach…

Z dziewięciu składających się na „wołanie” kompozycji sześć to utwory z wokalem (z czego pięć: z wokalem improwizowanym), całości dopełniają trzy równie niepokojące instrumentale. Press kit opisuje ten konglomerat jako spotkanie berlińskiej ulicy z (niezmierzoną) leśną otchłanią. Czy jego autor ma rację? Poniekąd tak, zwłaszcza w zakresie tej berlińskiej ulicy. Z „wołania” raz za razem wyziera agresywny, dojrzały trip-hop (choć może nie ten, który znamy z płyt Massive Attack), atakują nas naprawdę dobre wokale (to trzeba podkreślić: one są rzeczywiście dobre!), gdzieś tam jakieś downtempo, czy house, a czasami elektronika czy delikatny postpunk. Jeśli to prawda, że zespół powstał tak naprawdę z duetu producencko-koncertowego, to tylko tym lepiej. Być może właśnie tak miało być, że z tych solowych koncertów Klaudii i dodatkowego wkładu Macieja Skoczyńskiego miał narodzić się cozy moss… Nie można w tym miejscu zapomnieć także o gitarowym wkładzie Cezarego Zielińskiego czy o tym, że w tytułowym „wołaniu” pojawia się PAVEU.

Tutaj kilka ciepłych słów należy również skierować w stronę Requiem Records – wytwórnia Łukasza Pawlaka wprawdzie niejeden raz udowadniała już, że muzyki nietypowej się nie boi, i jest w stanie wziąć na klatę zarówno Agressivę 69 czy Nowy Horyzont z jednej strony – z drugiej zaś Królówczaną Smugę a nawet fontAnnę, o Kwartludium i Jacaszku nawet nie wspominam, jednak cozy moss to kolejny odskok w mandali, kolejny rożek do zaliczenia. Również samo wydanie fizycznego cedeka potrafi się podobać. Śliczny ekopack ze wszystkim co być powinno i co trzy łamy pomieszczą, z ładnie schowaną w kieszonkę płytą w dodatkowej kopertce, w czasach, gdy coraz trudniej o wydania fizyczne, potrafi ucieszyć oko.

Wróćmy jednak do muzyki. Płyta wybrzmiała już prawie w całości (kolejny raz zresztą) i znów zostawiła za sobą dobre wrażenie. O dobrej płycie świadczy między innymi to, że chce się do niej wracać, że gdzieś tam zapada w pamięć i po kilku przesłuchaniach przypomina o sobie konkretnymi liniami melodycznymi, zapamiętanymi dźwiękami, chwytającymi za serce wrażeniami – a nie tylko okładką albo jakimś skandalem kojarzącym się z jednym z członków zespołu. Cozy moss zadecydowanie zapada w pamięć. Zarówno dzięki wokalom Klaudii, jak i dzięki dobrej muzie, która od tych wokali nie odstaje. „Wołanie” to bardzo mocna pozycja na przedwiośniu anno 2023. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że na następne dzieło cozy moss nie przyjdzie nam czekać kolejnych siedem lat… Tym bardziej, że ten projekt zasługuje na szersze zauważenie. Niczego mu bowiem nie brakuje, by wybić się nawet na bardziej komercyjne wody…

Piotr Wójcik