Caught in Joy – Replicant’s Memory

Wydanie własne / DL / 2024

Anxious magazine Caught in Joy – Replicant’s Memory

Czas płynie sobie powoli, a wraz z jego upływem pojawiają się – niczym w szwajcarskim zegarku – kolejne produkcje polsko-amerykańskiego Caught in Joy, czyli rezydującego w Miami na Florydzie Karola Pokojowczyka. I o ile zawsze miałem pewnego rodzaju problem z artystami i projektami, które publikują w ilościach wręcz hurtowych, o tyle Karol różni się od większości z nich tym, że Caught in Joy, jakby to delikatnie ująć, „da się słuchać”. Mało tego, Caught in Joy ma jakąś ścieżkę rozwoju i mimo regularnego pojawiania się nowych wydawnictw, coś w tej muzyce się dzieje. Oczywiście, przy wydawaniu średnio jednej płyty miesięcznie cyklicznie pojawia się wrażenie, że kolejną płytę można odbierać jako stagnującą, jednak co jakiś czas zza węgła wyskakują albumy, śmiało zasługujące na określenie „przełomowe”. Przynajmniej dla samej twórczości Caught in Joy.

I taki właśnie jest Replicant’s Memory. Album poniekąd konceptualny, poniekąd bardzo nostalgiczny, jakby celowo ewokujący sensoryczne wspomnienia i tęsknotę za starym Blade Runnerem i jego całkiem udanym niedawnym sequelem. I nawet rażąca AI’owością okładka nie jest w stanie zepsuć mojej autentycznej radości obcowania z tym wydawnictwem. Mamy tu bowiem, od pierwszych dźwięków otwierającego płytę, tytułowego Replicant’s Memory, taką ciepłą, analogową mieszaninę starego syntezatorowego berlińskiego grania z filmowym soundtrackowym zacięciem, lekkim ukłonem w stronę nieodżałowanej pamięci Vangelisa i jakimś takim specyficznym klimatem, który jednorazowo wynurzył się na tej płycie, a na innych wydawnictwach Caught in Joy zwyczajnie go nie ma. Sam mam zresztą problem, jak go nazwać. Analogową nostalgią? To raczej nie to. A może to po prostu pewna słowiańskość (à la „słowiański motyw” w muzyce klasycznej), która nagle wylała się z karolowej tęsknoty za (starym) domem? Kto wie. Wszystko to podszyte jest dalej charakterystycznymi dla Caught in Joy arpeggiami, pewnego rodzaju pracą syntezatorowej sekcji rytmicznej, niemniej jednak te vangelisopodobne wtręty, zwłaszcza na krótkich leadach, sprawiają, że ten album jest po prostu inny. Wysublimowany, mocno dojrzały, nie tyle nawet nostalgiczny, co po prostu zadumany. I nawet jeśli w połowie takiego Replicant’s Memory wraca na pełnej klasyczny motyw mocno oklepanego już arpeggiatora, znanego z x-nastu wcześniejszych płyt Karola, to dalej niesie w sobie jakiś specyficzny klimat, którego próżno szukać na innych płytach tego projektu.

O ile na kilku wcześniejszych płytach zachwycałem się przemyślanym i głębszym wprowadzeniem gitary, o tyle (pomijając drugi na tej płycie Polyrain) tym razem za bardzo ich nie uświadczycie. Czy to wada? Oczywiście nie. Replicant’s Memory to specyficzny hołd złożony starej muzyce elektronicznej, więc nawet Polyrain szybciutko wygasza gitarowy wstęp, przechodząc w bardzo inspirowany JMJ fragment czystej elektroniki, która… szybko porzuca swoje inspiracje idąc jakąś własną ścieżką. W ogóle cały ten album jest z jednej strony bardzo nostalgiczny i wycofany, z drugiej zaś dalej głęboko osadzony w arpeggiach, co w sumie nikogo mającego wcześniej do czynienia z twórczością Caught in Joy nie powinno jakoś specjalnie dziwić. Już prędzej dziwić może sięganie garściami po inspiracje tuzami lat osiemdziesiątych. Jest to jednak działanie przemyślane i raczej zdecydowanie bardziej wynikające z koncepcji tego albumu, niż po prostu wtórne. Album ten stanowi zresztą na tyle spójną całość, że nawet zamykający go Jogging with the Skynet, najmniej naznaczony wymienionymi wcześniej inspiracjami i tak znakomicie dotrzymuje kroku reszcie utworów. Jest zarazem najbardziej minimalistyczną kompozycją i chyba moim faworytem z całej płyty.

Data wydania:  6 grudnia 2024

Piotr Wójcik