Antenna Non Grata / CD/DL / 2025

Wiele rzeczy z tej (Antenna Non Grata) wytwórni już słyszałem, na wiele eksperymentów Marcin i Tomasz już się porywali, ale takiej płyty chyba jeszcze w portfolio nie mieli… I nie chodzi o sam fakt wydania albumu stricte wokalnego, bo nawet nie w tym rzecz. Chodzi raczej o unikatowość tego konkretnego dzieła. Mamy tu bowiem do czynienia nie tylko z albumem, którego głównym instrumentem i środkiem wyrazu jest głos ludzki, ale także z płytą interdyscyplinarną, wielowątkową, o niesamowicie szerokim zakresie stylistyczno-tematycznym. Od delikatnych jazzowych partii (to w drugiej części), aż po ostre szamańskie zaśpiewy, wokalne zgrzyty i ostre glissanda (to od samego początku, przykładowo w Physical Modelling). Są tu zarówno motywy ludowe (Improwizacja B L Ł PZ) jak i głęboka, choć nieco awangardowa klasyka – bo dla mnie Peiper Suite to kawałek zawierający wokalizy, których nie powstydziłby się w swoich kompozycjach, zwłaszcza w Stabat Mater, sam Mistrz Szymanowski…
Jest w tym wszystkim zapewne i zasługa doboru kompozytorów, których Blanka Dembosz-Tondera zaprosiła do współpracy przy tej płycie, bo skoro album miał być podsumowaniem kilkunastu lat pracy twórczej i przygotowywany był ze szczególnym pietyzmem, to można było przypuszczać, że absolutnie nic nie zostanie tu pozostawione jakiemukolwiek przypadkowi, niemniej jednak bez wybitnego głosu samej Blanki trudno byłoby osiągnąć to, z czym mamy na tym wydawnictwie do czynienia.
W efekcie powstała solidna, awangardowa (choć trudno posługiwać się tym wyświechtanym słowem w sytuacji, gdy płyta aż tak osadzona jest momentami w klasyce) porcja muzyki wokalnej, nie tylko dla zapiekłych fanów tego gatunku, ale i dla koneserów muzyki jako takiej. Z jednej strony nieco trudna w odbiorze i wymagająca skupienia (choćby wspomniany Peiper Suite), z drugiej – na tyle eklektyczna i wielowątkowa, że umożliwiająca także słuchanie bardziej na luzie. Tym bardziej, że trafiają się momenty takie jak Mojry.
Im częściej słucham Nagłos(y), tym bardziej cieszę się, że ANG porwała się na wydanie tej przeambitnej płyty, która na pewno nie jest skierowana do tzw. „byle jakiego słuchacza” i zapewne „komercyjnego sukcesu (raczej) nie odniesie”. Jest jednak typowym albumem, który „swoją wartość zna” i niejednemu wymagającemu słuchaczowi sprawi, może nie tyle radość, co po prostu zapewni kilka wyjątkowych chwil w towarzystwie ambitnej muzyki wokalnej, której dziś jak na lekarstwo…
Piotr Wójcik