AAVA – Circadian

self / DL / 2022

AAVA – Circadian Anxious Magazine

Pośród słotnej jesieni, we mgle późnego listopadowego wieczoru, cichcem i niepostrzeżenie wynurzyły się z otchłani internetowych platform dystrybucyjnych dźwięki pierwszej płyty (czy raczej cyfrowej epki) węgierskiego AAVA. Dwuosobowego projektu, którego debiut “Circadian” przeszedł zdecydowanie bez oddźwięku na jaki zasługiwał, by wręcz nie powiedzieć, że prześlizgnął się w ogóle bez echa. A szkoda, bo ten materiał, choć może nie wyważa żadnych nowych drzwi, jest jednym z ciekawszych „ambientów” jakie ostatnio dane mi było słyszeć…

Balint i StubZz stworzyli, jak to sami określają, muzykę do filmów, które nigdy nie powstały. I sądząc po wszechobecnych w otwierającym tę płytę “Dawn” odgłosach przyrody (przede wszystkim deszczu), przynajmniej kilka z nich (jeśli nie większość) to filmy przyrodnicze. Momentami nawet gdzieś daleko, bardzo daleko, ma się wrażenie jakiegoś pokrewieństwa z “Atlantic Realm” Clannad, choć w międzyczasie wspomnianego deszczu spadły już pewne miliony hektolitrów, czasy oczywiście też inne, a i sam klimat proponowany nam przez Węgrów zdecydowanie mroczniejszy, bardziej tajemniczy, utwory bardziej rozwlekłe i długaśne (choć to akurat na plus, bo ich wolniejsze tempo zdecydowanie potrzebuje więcej czasu, by się rozwinąć) a całość jakby trochę liźnięta środkowoeuropejskim klimatem (nie możemy napisać słowiańskim, bo w końcu koledzy Węgrzy, ale ten klimat środkowej Europy da się jednak wyczuć). A propos innych czasów – wydaje mi się, że z muzyką AAVA’y w tle ciekawie oglądałoby się na przykład „Tętno Pierwotnej Puszczy”. „Planeta Česko”, zwłaszcza w kinie z Dolby Surround, też mogłaby być ciekawym doświadczeniem…

Muzyka AAVA’y płynie sobie zdecydowanie spokojnym rytmem, przede wszystkim ambientowych klastrów, da się tu wyczuć sporo instrumentów hybrydowych, widać też, że poza basem, to dzieło chyba w stu procentach z kompa (głowy bym oczywiście nie postawił, ale kilka monet przeciwko orzechom już tak, że chłopaki korzystali np. z Bioscape’a, z drugiej strony Balint pisał gdzieś chyba, że bardzo duży udział w nagrywaniu tego dzieła miał właśnie bas). W takim na przykład “Day”, w powietrzu między głośnikami a słuchaczem aż czuć tę unoszącą się poranną mgłę, która finalnie zanika sobie powoli w coraz gęstszych plamach dźwięków. Tak samo jak całą orkiestrę nocnych owadów w “Night”. Natomiast dużo krótszy od pozostałych “Dream” jest z kolei miniaturową, nastrojową impresją, w której pierwszoplanową rolę, bez dwóch zdań, odgrywa właśnie wspominany wyżej bas.

“Circadian” bez wątpienia nie jest muzyką do tańca – zdecydowanie bardziej do różańca, jak już coś. Względnie, do intensywnej pracy umysłowej, akurat dla osób, które ciszy nie tolerują, ale jakakolwiek bardziej rozpraszająca muzyka to jednak przy intensywnym wysiłku umysłowym dla nich zbyt wiele… O właśnie! Już wreszcie wiem jak nazwać ten folder na dysku. Nierozpraszający ambient – Non-distracting ambient. I AAVA będzie tam bez wątpienia zajmować niepoślednie miejsce…

Piotr Wójcik