Henry House to powtarzająca się pieśń ze snów. Ten osiemdziesięciominutowy, pięcioczęściowy cykl pieśni, łączący ściśle zestrojone instrumenty i sinetony, techniki edycji muzyki z taśm, nagrania terenowe i głos, jest ewolucyjnym krokiem od spontaniczności estetyki free jazz/noise, zwykle spotykanej w muzyce Nate’a Wooleya. Henry House rozszerza ekstatyczną, długotrwałą pracę znalezioną w Seven Storey Mountain Wooleya, sześcioczęściowej kompozycji, która miała swoją premierę w ciągu ostatnich dziesięciu lat przez zespół, który obecnie obejmuje wielu perkusistów, gitarzystów, dwudziestojednoosobowy chór i kompozytora na wzmocnionej trąbce. Ale jego rytuał jest spokojniejszy, bardziej naturalny, wolniejszy.
Henry House jest pierwszym długim dziełem, w którym nie pojawia się trąbka Wooleya. Jest to również pierwszy materiał skonstruowany wokół jego poezji. Wooley tka dziwną mszę żałobną dla fikcyjnego wiecznego człowieka z pojedynczych fraz zaczerpniętych z esejów, wierszy i literatury faktu napisanych przez Wendella Berry’ego, Johna Berrymana, Josepha Mitchella i Reinera Stacha. Po zorganizowaniu fragmentów w narrację snu, Wooley przepisał tekst dziesiątki razy, manipulując zszytą historią, aż pozostały tylko przebłyski jej źródeł.
Teksty te stały się powoli rozwijającą się opowieścią o uważności i zbytniej troskliwości w życiu. Wypowiadają je Mat Maneri i Megan Schubert, a całość rozgrywa się pośród mnóstwa instrumentów. Zewnętrzne i środkowe części eksplorują interakcje między powoli zmieniającymi się częstotliwościami tonów sinusoidalnych a zmasowanymi, lekko rozstrojonymi instrumentami – wibrafonami, dętymi blaszanymi, fortepianami – aby wpłynąć na ciepłą, chybotliwą podkładkę harmoniczną, która faluje i obraca się pod wykonaniem tekstu przez Maneriego. Pozostałe części poruszają się szybko, łącząc nagrania terenowe z ostrymi cięciami głosu Schuberta skonstruowanego w masywny, dotknięty taśmą chór przeplatany jej odczytami.
Data wydania: 10 stycznia 2025
Wydawca: Ideologic Organ
Opracował: Artur Mieczkowski