Gdzieś poza wojną, zapuszkowanym mięsem w ograniczonych racjach żywnościowych oraz mięsem rozrzucanym na froncie, w USA, w 1943 roku, istnieje ukryta rzeczywistość. Rzeczywistość, w której latynoscy, zadbani młodzieńcy i dziewczęta prażą się chodząc po bulwarach Los Angeles ubrani w długie garnitury oraz szerokie spodnie z wysokim stanem. Z symbolem wyniesionym z jazzowych piwnic i przekształconym w oznakę bycia Chicano – tzw. Garniturem zoota – wymierzają cios w policzki tych, którzy walczą i którzy biedują. Tych ,którzy się zamartwiają i którzy wyczekują. Latem upały w Mieście Aniołów wyzwalają to, co najgorsze.
Nagie klatki piersiowe i ramiona, odsłonięte pośladki – żołnierze w przypływie frustracji zaczynają atakować i ściągać z napotkanych Chicanos garnitury i spodnie. Przez 5 dni piekło to obrazy latynoskich ciał, odartych z ubrań ludzi na chodnikach. Szesnastoletni Kenneth – chłopak pochodzący z Prezbiteriańskiej rodziny z Californii – jest świadkiem jak w tym czasie grupa ubranych w białe uniformy marynarzy goni Latynosów. To wydarzenie rośnie w nim. We śnie zaczyna identyfikować siebie z ofiarami zamieszek. Karmiony od małego opowieściami babci o hollywoodzkich orgiach i ekscesach ma wyobraźnię, w której również żyją dwa światy. Pierwszy to świat wychowania określany przez zakazy. Drugi uknuty jest za sporadycznych chwil wolności w kinie, do którego zabiera go babcia. Potem kobieta przenosi się do Beverly Hills, by zamieszkać ze swoją znajomą. Jej dom bywa schronieniem dla Kennetha. Tu zachęca się go do odkrywania swojej kreatywności i wspiera się jego ambicje filmowe, nawet jeśli spełniane jeszcze amatorsko, poprzez obrazy kręcone w towarzystwie kolegów.
Na pokazach kina niemego chłopak poznaje innego pasjonata X muzy – Curtisa. Curtis wtajemnicza rówieśnika w arkana ukrytej wiedzy – pożycza mu książki angielskiego okultysty Aleistera Crowleya – twórcy religii zwanej Thelemą. Razem również odkrywają eksperymentalne filmy i zakładają firmę celem dystrybuowania ich, a także swojej twórczości. Poznanie Thelemy głoszącej o potrzebie życia wedle swojej własnej prawdy, a także duchowa nić, która łączy początkujących filmowców z obrazami coraz już bardziej widocznej w środowisku ukraińskiej choreografki eksperymentującej z elementami rytuału – Mayi Deren stanowi fundament radosnego przekroczenia – szczególnie w twórczości Kennetha. Ten odnajduje spełnienie w filmowej halucynacji o ataku marynarzy na śpiącego, nakręconym w 1946 roku krótkim metrażu Fireworks. Stanowiący pionierską pracę w kinie amerykańskim, film uważa się za pierwszy otwarcie gejowski artefakt X muzy w swoim kraju.
Po nakręceniu Fireworks kariera filmowca przyspiesza – taśmę do swojego archiwum kupuje od niego seksuolog – Alfred Kinsay, zaś przedstawiciel paryskiej bohemy w postaci Jeana Cocteau zaprasza go do Francji. To, co dzieje się później, naznaczone jest eksploracjami duchowymi – podróżowaniem z Kinsayem śladami Crowleya – między innymi do Włoch, gdzie Okultysta miał swoją komunę i odkrywaniem seksualności – tak przez scenę gejowską, jak i badania Kinsaya. Fasada dla Kennetha – już tego Kennetha, nie Kennetha Anglemayera – po rodzicach, ale Kennetha Angera – twórcy transgresyjnego, jest całością. Jest wypełnieniem. Dlatego pocieszenia w jego kinie nie znajdą smutni mistycy i minimaliści. To kino ekstremalnego odczuwania, w którym uwikłanie w zmysłowość staje się głównym narzędziem buntu. Wydarzenie z młodości reżysera – zamieszki, które obudziły jego seksualność, w połączeniu z filozofią Crowleya są formacyjne dla całego jego stylu. Malowania światłem, wykorzystania przestrzeni, kostiumów w jaskrawych kolorach, bogactwa kształtów, przedmiotów, mitologicznych symboli (między innymi z shintoistycznej Japonii w późniejszym Rabbit’s Moon czy jak w Lucifer Rising, Egiptu). Gaspar Noe wziął od niego montażową intensywność, Refn oświetlenie, Scorsese charakterystyczne kontrapunkty dźwiękowe utworzone z muzyki popularnej (zainspirowany, być może częściej cytowanym, Scorpio Rising), Cosmatos (Poza czarną tęczą, Mandy ) przestrzenie itd., itd. Reżyserów zafascynowanych jego twórczością można by wymieniać bez końca, bo ta celuloidowa wściekłość jest bez grama wstydu żywa, plastyczna, a w przypadku Lucifer Rising wręcz pop okultystyczna, będąca efektem swojego czasu i boomu w środowisku hippisowskim na okultyzm. Tym samym Angera często wpisuje się, niesłusznie, jako reżysera bardziej komercyjnego, niż wymagała by tego od niego łatka filmowca „ezoteryka”. Ale i ta warstwa u niego nie zaginęła, bo pozostał on cały czas wierny dewizie, że „kręcenie filmu jest jak rzucanie zaklęcia”. To też warstwa narracyjna Lucifer Rising jest przetworzeniem filozofii Crowleya – Lucyfer powraca w hedonistycznym rozpływaniu się w materii, w ciele. Ciało jest zwielokrotnione, giętkie i mgliste – przeobraża się wreszcie w samą taśmę, w obrazy ognia i krwi. Być może dla purystów aż nazbyt piękne. by się w nich zakochać. Angerowi w ogóle towarzyszy bezwstyd absolutny – siła jego samoakceptacji bywa wręcz uciążliwa i kontrowersyjna. Tak jak wtedy, kiedy do produkcji oprócz ikon 70. jak Marianne Faithfull, Jimmy Page czy Anton LeVey (założyciel Kościoła Szatana) zaangażował Bobbiego Beausoleila – najbardziej znanego nie jako utalentowany muzyk, ale członek rodziny Mansona. Beausoleil nawet przez pewien czas miał grać w filmie, ale konflikt, w który popadł z Angerem, spowodował, że się wycofał i dołączył potem do wspomnianej niesławnej familii. Anger ponownie nawiązał z nim kontakt, pozostawiony bez ścieżki dźwiękowej do filmu, kiedy Beausoleil trafił już do więzienia za zabójstwo. Motyw muzyczny wybrzmiewa tajemnicą psychiki autora, ale i siłą jego umiejętności, których ciężko mu odmówić. I tutaj film zostawia w podświadomym impasie, ale wydaje się to specjalnością jego kreatora, która chyba celowo sprawdza, na ile jako odbiorcy-jednostki jesteśmy w stanie wyjść poza tabu. Pozostać tylko przy intuicyjnym czytaniu. A w intuicyjnym smaku Anger zrównuje, rozwiera buzie i wchłania do schronienia, którą dla społeczności odmieńców narodowościowych (Maya Deren) czy queerowych (Anger, Curtis Harrington) był okultyzm oraz jego scena filmowa. Ponieważ nie odrzuca obcego ciała, nie stawia ram kulturowych, styka z prymarnym.
Tak jak dla młodego Angera prymarny musiał być widok ciała wzgardzonego, pozbawionego swojego kulturowego kostiumu, tak wchodzi on pokazując Iris, Ozyrysa, Lilith czy Lucyfera w przestrzeń, która istnieje w konflikcie w wielu głowach. Okrywa ją płaszczem symbolu, ale to nie oznacza, że ta mniej szokuje. W tym w końcu cała jego przyjemność.
Marcin Zimmermann
Piramida Instytut