Pierwsza połowa 2025 – uchem Artura Mieczkowskiego

Pierwsza połowa 2025 – uchem Artura Mieczkowskiego

Pierwsze sześć miesięcy 2025 roku za nami – czas na małe podsumowanie, żaden TOP 10 – subiektywny, intuicyjny szybki wybór (na wypadek, gdybyście nie mieli czego słuchać). Muzyka ma się lepiej niż kiedykolwiek, a nic nie zapowiada regresu. Saturacja wydawnictw jest ogromna, wybór coraz trudniejszy. Spróbujmy zatem.


clipping. – Dead Channel Sky

W przypadku tego albumu wina leży po stronie naszej redakcyjnej Koleżanki, Marty Podoskiej – to nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, gdy w redakcji zarażamy się nawzajem muzyką. Następna pandemia wybuchnie od wzajemnego smakowania płyt – strzeżcie się, apokalipsa jest blisko!

Jeżeli nie znacie, poznajcie pióro Marty:


Przygotowując się do napisania wstępu, poprosiłam chat gpt, żeby zliczył łączną liczbę wersów w tekstach na Dead Channel Sky. Wspaniałomyślnie pozwoliłam mu ominąć refreny i podałam adres strony, na której to wszystko jest dostępne. Konkluzja z eksperymentu jest taka, że nawet robot rozkracza się pod ciężarem Diggsowej erudycji. Poradził mi (cienias), żebym policzyła je ręcznie lub spytała na discordzie, czy któryś z fanów może nie tworzył już takich statystyk.  Wątpiąc w drugą opcję, zdecydowałam się pójść na piechotę i przy czwartym, czy piątym utworze i 330-stym wersie po prostu dopadła mnie rezygnacja. Na płycie jest 20 utworów składających się na 53 minuty muzyki i przez 95 procent tego czasu Daveed trajkocze jak katarynka. I nie są to teksty o niczym (whoah!). 

Zachęcam – rzecz uszywista – do zapoznania się z Dead Channel Sky.


Backxwash – Only Dust Remains

Też tak macie przy wybranych płytach, zamiast nawijki, zamykacie się i SŁUCHACIE? No to posłuchajmy.


Laibach – Alamut

Przyznaję się ‘in flagranti’ – wątek ze Słoweńcami zgubiłem już dawno temu, niczym zagubioną pensję stażysty w redakcji. Na szczęście nasz redakcyjny kolega ‘deus ex machina’ – Michał Majcher, podsunął mi ten materiał: Posłuchaj.

Posłuchałem. Bo cóż innego pozostaje Naczelnemu, jeśli nie posłuszeństwo wobec głosu rozsądku (i koleżanek/kolegów z redakcji)? Nie żałuję. Wręcz przeciwnie – z każdym kolejnym odsłuchem pławię się w coraz głębszym zachwycie, niczym flâneur w dźwiękowej mgle.


Edvard Graham Lewis – Alreet?

Płytę Alreet? przesłuchałem nad zatoką w Gdańsku i od pierwszych taktów wiedziałem, że to nie będzie prosty album – zasiał we mnie sugestię, że za każdą chwilą kryje się coś głębszego niż można odkryć od razu. Wciągnęło mnie tak bardzo, że chciałem każdemu wręczyć egzemplarz i powiedzieć: „słuchaj, zanurz się, rozwiń emocje, roztop się w dźwięku”. Graham Lewis, łącząc eksperyment z popowymi strukturami i mocnym, dojrzałym głosem, otworzył we mnie drzwi do zakamarków nostalgii i niepokoju.


K jak Kuunatic

Album Wheels of Ömon to swoisty czasowy kolaż, gdzie każda z ośmiu kompozycji oddaje szczególny moment z 45-godzinnej orbity słońca Ömon. Opiera się na historii Kuurandii, jej księżyca Klüna i słońca Ömon, z dużą ilością opowieści o przepowiedniach, tajemniczych mocach i magicznych jeziorach leczniczych. Dźwięki pulsują niczym serce pradawnego świata, a przenikające się rytuały i chorały tworzą atmosferę ceremonii, jaką pamiętają dawne epoki. To niezwykłe połączenie zachwyca nie tylko miłośników eksperymentanej muzyki, ale również tych, którzy cenią głęboko zakorzenione tradycje japońskie.

Recenzja Kuunatic – Wheels of Ömon


Tylko Nieświadomi Przeżyją

Teraz Polska… niektórzy twierdzą, że to nasze, słowiańskie odbicie piłeczki od Kanadyjskiego Godspeed You! Black Emperor. Nikt nikomu nie broni.

Zespół, który nazywa się Tylko Nieświadomi Przeżyją, nie może grać muzyki lekkiej. I nie gra.

W tej muzyce nie ma pośpiechu. Przestrzeń jest równie ważna jak dźwięk. Przesunięcia. Półcienie. Szmery. Rozpad. I być może właśnie w tym pęknięciu wybrzmiewa nadzieja, o której wspominają sami twórcy – nie jako rozwiązanie, lecz jako czujne trwanie.
Tylko Nieświadomi Przeżyją nie próbują nas przekonać, że wiedzą więcej. Ale wiedzą coś, czego nie da się wypowiedzieć – dlatego grają.


Westberg / Udupa / Mazurkiewicz
– Everyday Life Activities

Trochę Polska, trochę nie Polska, trochę Łabędzie (jeszcze będzie o nich mowa w tym tekście). Prawdopodobnie jedna z bardziej (póki co) niezauważonych płyt 2025. Dziękuję Ci Gusstaff Records za takie wspaniałe smaczki.


Park Jiha – All Living Things

Słuchając All Living Things, czwartego albumu Park Jiha, miałem wrażenie, że ktoś delikatnie rozsuwa zasłonę między moimi żebrami i wkłada mi do klatki piersiowej latarnię. Światło migotało w rytm, a ja stałem się przezroczysty – nagle wszystkie moje pytania „dlaczego?” i „czy warto?” unosiły się w powietrzu jak pyłki, bezwiedne, ale piękne w swojej ulotności.


Park Jiha, czarodziejka tradycyjnych instrumentów, nie gra – zaklina czas.


Heinali & Andriana-Yaroslava Saienko – Гільдеґарда (Hildergard)

Uwiedli mnie… Heinali i Andriana-Yaroslava Saienko, którzy w projekcie Гільдеґарда przetopili średniowieczne hymny Hildegardy z Bingen w poruszający lament – gdzie ukraiński śpiew ludowy spleciony z elektroniką staje się wołaniem przez wieki. To muzyka, w której modularne drony niosą modlitwę, a każda nuta jest raną i balsamem zarazem. Jak gdyby XII-wieczna mniszka szeptała dziś do ucha żołnierzom w okopach. Jako support Sunn O))) na Festiwal Ephemera spisali się dzielnie.


Thor & Friends – Heathen Spirituals

Po przesłuchaniu Heathen Spirituals Thor Harris znów postawił mnie na krawędzi egzystencjalnej hipnozy przypomniał mi, jak lata temu zakochałem się w SWANS, a teraz ponownie zatopił mnie w tym transie. Narastające crescendo w Anne Sexton’s Glasses i chóralny finał Heathen Spiritual zabrzmiały jak żywy koncert – bez maski, bez filtrów, w surowym, dźwiękowym akcie wspólnoty trzynastu muzyków – wciąż nie mogę się otrząsnąć. Ta płyta udowodniła mi, że muzyka to soniczną podróż przez rezonans duszy, rezonujący z każdym uderzeniem serca.

+10 do każdej playlisty.


Orkiestra hałasów i nie tylko

Na zakończenie NIE niespodzianka, ale SWANS, który wiele zmienił w moim życiu. Łabędzie przemeblowały mój kurs słyszenia (w końcu mam ten wiek i mogę to napisać) dziesiątki lat temu. A Birthing po raz kolejny wywrócił stolik – i nadal nie jestem w stanie pozbierać klocków, depcząc po nich – mimo iż od wydania płyty mija już/aż miesiąc.

Down in the belly of earth, I hereby nullify your birth
Now everything is mine, I am the end of time
I am a tower, tower
I am a tower, tower
I am a tower, tower