Nuit et Brouillard / CD/DL / 2001
Ciemno słyszę, ciemno. Wszystko na tym albumie jest posępne i ponure. Począwszy od nazwy projektu, która choć normalnie odnosi się do idei porządku i sprawiedliwości, tutaj wydaje się przywoływać skojarzenia z jakimś mrocznym chtonicznym bóstwem, które niczym Baal żąda wciąż nowych ofiar i poświęceń, poprzez tytuł oczywiście, tak jest, właśnie oczywiście, uwalniający obrazy Czarnej Chaty z Twin Peaks, miejsca w którym światło jest zawieszone i zakazane, aż do samej muzyki. W niej, Mitchell Altum (bo to on ukrywa się pod złowieszczą nazwą) balansuje po cienkiej linii pomiędzy noisem a mrocznym ambientem. Tego ostatniego jest jakby więcej, ale nie są to mroki jakie roztaczają HERBST 9 czy ASMOROD – w porównaniu do The Black Lodge ich produkcje brzmią całkiem łagodnie i gładko. The Black Lodge jest bowiem albumem nie tylko smoliście mrocznym ale i brudnym, albumem, na którym mechaniczne szczęki i trzaski przerażają nie tyle skojarzeniami co do ich źródeł co samymi sobą. I to właśnie chyba ta abstrakcyjność mroku robi największe wrażenie – nie ma tu ani okrzyków bólu, ani odgłosów ciemnych mrocznych przestrzeni, ani nieludzkich odgłosów bestii wpełzających przez otwarte przez nieopatrznego adepta wrota.
Muzyka LAW nie wywołuje żadnych konkretnych skojarzeń a mimo to kilkukrotne przesłuchanie tego długo-dystansowca (album trwa 72 minuty) instaluje w głowie małe jądro ciemności. I żeby nie było nieporozumień – powyższe to nie tylko pusta metaforyka pochwały. The Black Lodge jest naprawdę trudny do strawienia i momentami naprawdę psychicznie opresywny. O ile pierwsza z tych jakości jest dostępna we współczesnej muzyce w nadmiarze, druga z nich – wbrew pozorom – pojawia się bardzo rzadko.
Paweł Frelik
Tekst pochodzi z Anxious #8, do nabycia z innymi numerami w formacie pdf .
Kupując pliki wspierasz nasze działania online – dziękujemy!