Łukasz Pawlak, znany skądinąd twórca zespołu NEMEZIS i wydawnictwa Requiem, od dawna nosił się z zamiarem stworzenia wiarygodnej encyklopedii rodzimego undergroundu, muzyki awangardy, pogranicza, eksperymentu – czy jakkolwiek zwać to zjawisko. Werbalizacja swych odczuć nie zawsze jest możliwa, łatwiej przychodzą dźwięki, obrazy, które skuteczniej przedstawiają wizje. Akurat te dwa obszary twórcze są najbliższe duszy Łukasza, człowieka “zakażonego” twórczym impulsem podziemia dekadę temu. Łukasz stoi za takimi projektami, jak THE RAPORT, KUNA, DE NOTRE DAME czy wspomniane NEMEZIS i REQUIEM REC. Właśnie te dwie ostatnie nazwy odgrywają kluczową rolę w zjawisku, o którym postaram się pokrótce opowiedzieć. CITY SONGS to unikatowe na skalę światową przedsięwzięcie. Przedsięwzięciu, które samo w sobie nie jest niczym nowym na scenie muzycznej, jednakże smaku i sensu nadaje potężny rozmach tej inicjatywy. Wszelkiego rodzaju kolaboracje twórców “okołoindustrialnych” to rzecz nagminna i znana od dziesiątków lat. Byli tacy, którzy spotykali się w studio nagraniowym podczas nagrywania płyt swoich rdzennych zespołów i w trakcie krótkich sesji wynosili materiał “nowego” projektu. Wielu jest takich, którzy specjalnie wysyłali drogą pocztową swoje próbki do innego artysty w celu dokończenia dzieła. Efekty były doprawdy zaskakujące – często dwa przeciwstawne światy muzyczne stwarzały trzeci. Geny klasyki przenikały najgłębsze pokłady eksperymentu, rodząc nowe, nieznane, dziewicze wręcz obszary muzyczne.
Dziś w dobie internetu, tanich nagrywarek komputerowych i płyt CDR tworzyć może niemal każdy. Nie każdy jednak pała do Muzyki taką Miłością jak bohater encyklopedycznego przedsięwzięcia City Songs: “Te płyty są dla mnie dokumentacją przeżyć związanych z podróżami po naszym kraju. Kształtowały moje poglądy na świat i wpłynęły na jego postrzeganie, odbieranie. W podróży chłonąłem świat. Wszystko obracało się wokół muzyki – TEJ MUZYKI. To właśnie ONA – ukochana muzyka sprawiła, że jestem tym, kim jestem teraz. Powiedziała mi czym mam się zająć w życiu. Najpierw bowiem zająłem się grafiką ‘muzyczną’ – wizualizacją moich muzycznych wizji, z których czasem narodziła się grafika użytkowa. Z niej żyję, ona mnie żywi” (Ł. Pawlak, City Songs).“City Songs to muzyka z różnych miast. Powstała dzięki spotkaniom z ludźmi związanymi z tymi miejscami. W wielu z nich byłem osobiście, w wielu tylko mentalnie, ale zawsze MUZYKA powstawała w interakcji z innymi ludźmi – ich pomysłami, doświadczeniami, wizją świata. Czasem była to konfrontacja, niekiedy współbrzmienie w harmonii. Znając muzykę danego artysty, wyobrażałem sobie, że jestem członkiem jego grupy, współtwórcą, że czujemy i odbieramy podobnie atmosferę i specyfikę tworzonej muzyki. W ten sposób każdy wnosił do powstałych utworów nową, oryginalną jakość.” (Ł. Pawlak, City Songs)
“City Songs” to próba konfrontacji Łukasza z dzisiejszą sceną podziemia muzycznego. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż nasz rodzimy światek rozrósł się w ostatnich latach. Profesjonalizm staje obok domowego rzemiosła i, co cieszy, granice często zacierają się. Na dotychczas wydanych jedenastu częściach “City Songs” słyszymy twórców uznanych, cenionych jak również zupełnie domowych amatorów szperających pomiędzy dysharmonią a efektami psychegennymi. Rzec można, iż każdy odcinek podróży po naszym muzycznym kraju odkrywa i zaskakuje odbiorcę. Spójrzmy pokrótce na poszczególne płyty.
Część pierwszą otwierają niezłomni badacze “powykręcanego” beatu – KOŃCA TANIEC. Za chwilę weteran, Wojtek Żmuda, z projektem SCHISTOSOMA. Po nim pojawia się multiedytor z demosceny, Zenial i PALSECAM. To silne uderzenie kontynuuje wrocławska JOB KARMA – przyznaję, po wydaniu płyty “Newson” w OBUH Rec. i „Ebola” we włoskim AMPLEXUS zespół ten stał się jednym z moich faworytów rodzimej sceny. Elektryczna muzyka JOB KARMA wspierana elektronicznymi przyprawami Pawlaka sprawia, iż atmosfera staje się naprawdę gęsta. Podobnie gęsty klimat stał się również znakiem rozpoznawczym twórczości Rafała Sądeja ze swoim, zrodzonym w industrialnej krainie illbientalnym projektem MOAN. Zespół ten jak zwykle nie rozczarowuje – jego gęste ambientalne przelewy dźwiękowe wciągają niczym gęsta smoła. Pierwszy epizod kończy noise`owy Tomasz Twardawa z gliwickiego Genetic Transmission. Hałas to wyznacznik zarówno jego twórczości, jak i jeszcze jednego projektu z tej części: White N.C. Po przeszło godzinie wrażeń chowam książeczkę do czarnego kartonika, stanowiącego bardzo zgrabne opakowanie tej serii.
Z wielkim zainteresowaniem otwieram niebieski kartonik, wyciągam krążek i kolejną książeczkę z opisami. Przy dźwiękach Mirka z gliwickiego C.H. District przeglądam kolejne arcydzieła graficzne. Grafika bowiem, podobnie jak muzyka powstawała na podobnej zasadzie. “Każdy z wykonawców przysłał własne elementy, do których dopasowywałem moje plastyczne pomysły – tak powstały obok wspólnych utworów, wspólne ilustracje okładek” (Ł. Pawlak, City Songs). Tymczasem z głośników dobiegają kolejne dźwięki – trójmiejski poszukiwacz skrywający się pod szyldem MORFEUSZ – połączenie beatu z alchemią ambientu dające ciekawy efekt. Kolejne dwa utwory są dla mnie trochę ciężkim przejściem – rozczarowałem się bardzo płodnym twórczo MOŁR DRAMMAZ i znużyłem się kompletnie przy wtórnym projekcie noise`owym pt. VILGOĆ. Płytę kończą dwie “gwiazdy” krajowej sceny: warszawskie, superczułe “ucho” rejestrujące otoczenie – EA, i wywodzący się z Magicznych Karpat duet Anna Nacher i Marek Styczyński z wiele mówiącym tytułem “Hindustrial”.
Po takiej dawce muzycznych wrażeń robię przerwę, jednak niezbyt długą, gdyż zawartość trzeciego, czerwonego kartonika kusi niczym Lilith… NEMEZIS versus ROSEGARDEN daje zaskakująco dobry efekt. Odwieczne fascynacje Tomka zespołem SWANS stają się mniej słyszalne – jakby zagłuszone ręką Łukasza. Bardzo dobry utwór. Kolejna niespodzianka to… hmmm, ciekawa sprawa- ½ NEMEZIS vs. ½ NEMEZIS, czyli Pawlak naprzeciw Stanieckiego; efekt spodziewany, utwór przepiękny. SPEAR – to legenda krajowej muzyki eterycznej. Niezapomniane płyty wydane w OBUH, później we własnej wytwórni IGNIS przysporzyły grupie liczne grono wiernych słuchaczy, do których się zaliczam. Z radością przyjąłem kwadrans alchemii muzycznej pt. “Glow”. Następne pojawia się Ireneusz Socha – okazuje się, iż to nie tylko doskonały krytyk muzyczny, ale i bardzo dobry muzyk – o czym można się przekonać słuchając tego nagrania. XYLAZ – nazwa nic mi nie mówi, podobnie i muzyka mało do mnie przemawia. ARCA FUNEBRIS – krakowskie hałasy, trochę brudu, mroku, zamieszania. XV PARÓWEK – z dokonaniami Bartka spotykam się od lat, od lat też nie mogę się przekonać do jego “chlupoczących, wiercących” hałasów. Zamykam czerwone pudełko. Moje uszy są pełne wrażeń.
Podróż po naszym muzycznym państwie nabiera kolejnych barw. Zielone pudełko zawiera kolejną siódemkę twórców. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować skrót recenzji mojego autorstwa z poprzedniego ANXIOUS (w końcu ‘nic jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone’): “Jako pierwszy prezentuje się Jerzy Korzeń – dziwaczna, zarazem ciekawa forma zrymityzowanej minimalnej elektroniki. Wizja przestrzenna zdająca się przenosić w owadzi świat (co sugeruje okładka tego utworu). Następnie łódzkie JUDE – kto zna dotychczasowe dokonania Wiktora Skoka i spółki wie czego można się spodziewać. Inspiaracje Laibach, Swans, Neurosis są wyraźne. KLANDESTEIN znam z materiału “Planet Tiger” – kosmiczna, uduchowiona wędrówka po rejonach melancholii ambientu. Taki też udało się stworzyć klimat spółce Nemezis-Klandestein w “Spacebowls” – jedno z ciekawszych objawień na tym krążku. KUNSTBANDE SLA rzec można poruszają się po ciut mniej spokojnych rejonach tego samego obszaru, co poprzednik. Jestem ciekawy ile tu “słów” Łukasza Pawlaka, ile drugiej strony. Piąty w kolejce jest Mirosław Rajkowski. Spokojne tła, powyciągane, psycheaktywne pętle bliskie zaczarowanym, narkotycznym transom minimalambient. To piękne smugi i nieziemskie, “jaskiniowe” (“Stalker”!) dźwięki budujące atmosferę “nieznanego”. RARE PARTS to ciężki dla mnie do skonkretyzowania twór w tym jednym ujawnieniu. Poruszają się po wielu przestrzeniach – trochę w tym “otoczeniowych” podkładów, trochę zapętlonych głosów i przedziwnych “drobnych” uderzeń z różnych stron.
W6W – hm, zabawnie jest “recenzować” swoje dokonania; jedno słowo wobec tego: izolmbient. Więcej dźwięków prezentujemy na wydanym “Book of two Ways”.
Część piąta, to już niestety wydania bez kartoników (ekonomia wygrywa ze sztuką nie od dziś). Na szczęście uboższe wydanie nie wpływa na zawartość muzyczną. Żółta książeczka zawiera równie ciekawe rozwiązania graficzne, a srebrny krążek przemierza kolejne rejony muzyczne. Zaczyna Bexa Lala i “Oczy biorących” – te lekkie psychodele muzyczne, co ważne piosenkowe wywołały chęć głębszego poznania tego projektu. Myślę, że poznaniacy jeszcze zaznaczą swą obecność na scenie. NEMEZIS vs. PITOLD stwarza efekt głębokiej, rytmicznej elektroniki – lekko, przyjemnie. Cięższym rytmem uderza w nas Tomasz Kuna – wbijający w ziemię beat nadaje jednocześnie rytm naszym nogom w tańcu. STOIMYTWARZĄWTWARZZCYWILIZACJĄ – przyznaję mam problem z werbalizacją dokonań tego twórcy, tak samo jak dziwna jest nazwa tego projektu, tak samo ciężka wymowa jego poszukiwań na niwie hmm… alternatywnego rocka wspieranego elektroniką, eksperymentaorskimi rozwiązaniami. BLARE FOR A: mam słabość do projektu Jakuba. Mroczne industrialne otoczenie Tych zapewne mocno wpłynęło na twórczość tego projektu. Dodatkowo – na szczęście są coraz mniej słyszalne wpływy gwiazdki pt. Trent Reznor (NINE INCH NAILS) powodują, iż BLARE FOR A odnajduje swoją własną ścieżkę. Utwór “Der Steppenwolf” jest bardzo mocnym punktem tej serii. Projekt UMM – na szczęście nie wszystko da się opisać i tak jest w tym przypadku. Eksperymenty z dźwiękiem, przesuwanie jego granic do strefy dziwacznych “zachwiań”, szumów to także jedna z dróg naszego krajowego podziemia. Ciekawa rzecz. Płytę zamyka WIELORYB – znany wielu z tekknicznego parkietu. “Css” trwający dziewięć minut bardzo mile mnie zaskoczył; sunące się podkłady ambietowe są doskonałym tłem dla niekontrolowanych wybryków reszty dźwiękowni. Ten Wieloryb pływa w nieznanym mi oceanie – klaustrofobiczne wody przelewają się wokół mnie…
Biała, szósta już część… AXIS – zastanawiam się, jaką rolę odgrywa tu Łukasz, a gdzie gra AXIS: dwa światy przepięknie zawinięte pętle w tle i elektroniczne, trochę ‘naiwne’ rytmy. PSYCHOCUKIER – ach, cóż za niesamowita, transowa gra basowego rytmu, lata 80. zimnej fali mieszają się z aktywną rolą amerykańskiego postrocka. DEUCE – krótka przejażdżka po elektronicznych rejonach wspieranych silnym beatem. 8 ROLEK – piku piku nowej minimalnej elektroniki. Kto jest wyznawcą takiej nowoczesności zapewne zna ich dokonania choćby za sprawą Mik Musik. HATE PROJECT to przerażająca, mroczna, horrorystyczna strona elektronicznych, okołoindustrailnych audioposzukiwań. BUSSO DE LA LUNE – przy tym utworze nasuwa mi się pewna refleksja: na ile nasza, krajowa muzyka ustępuje tej z zachodu. Większość zaprezentowanych na “City Songs” zespołów, projektów niczym nie odbiega od uznanych twórców zza Odry. Warsztat i pomysły zapewne doskonale sprawdziłyby się w konfrontacji z zespołami z zachodu. Szeroki wachlarz muzyczny świadczy o otwartości muzycznej naszych twórców. Szkoda tylko, że tak trudno być prorokiem we własnym kraju.
Należy wspomnieć, że chociaż utwory są określane jako NEMEZIS vs trudno uznać to za słuszne określenie; ½ NMEZIS brzmi bardziej poprawnie. W tym przedsięwzięciu nie uczestniczy druga połowa projektu – Maciej Staniecki.
Zastanawia mnie skąd tyle siły, energii u Łukasza. Mnogość odwiedzonych rejonów jest niezliczona, w każdym przypadku inicjator “City Songs” zachował charakter zespołów po drugiej stronie “vs.”. Sztuka, pasja, Miłość godna poklasku i kontynuacji! Niestety, po dziesiątej części Łukasz zamknął swoje przedsięwzięcie pt. „City Songs”. Przyczyna? Zapewne – jak to często bywa w takich przypadkach – jest nią brak zainteresowania ze strony polskiego odbiorcy. Ciężko jest być prorokiem we własnym kraju (acz zapewne nie na mesjanistycznych misjach oparte zostały idee Muzyki z Miast), tym ciężej jest przedstawiać sztukę z najgłębszych czeluści, zakamarków miejskich ośrodków. City songs jest ideą głównie polską. Niestety, zainteresowanie ze strony odbiorcy, właściwie jego brak spowodował naturalną śmierć. W szufladzie Łukasza czeka jeszcze parę, niestety ostatnich już utworów na ostatnie części City Songs. Historia została spisana i złożona w annałach. Milknące dźwięki stanowią doskonałą retrospekcję na długie lata wytrwałych odkrywców rodzimego undergroundu.
Opis pozostałych części pozwolę sobie ograniczyć do wymienienia ich zawartości:
City Songs 7 (pomarańczowa): Wojciech Kosma, Nutopia, Afar, Piotr Krzyżanowski, Protribencky, Wulgata, Plankton.
City Songs 8 (różowa): Hedone, Uran 235, Piotr Janicki, Per Aspera Ad Nilum, Rorkboy, Ucho, Leto.
City Songs 9 (szara): Ghosts Of Breslau, Artefactum, Emetic, Nhs, Artur Lasoń, Polaris, Antybiotix.
City Songs 10 Andrzej Dudek, dOWN, E 1, ARSZYN, Tomasz Gierygowski, HUMAN ERROR, Barbara Zielińska
City Songs 11 Maciej Szymczuk, Datadisk, Distorted Animals, Rafał Gorzycki /Ecstasy Project, One Inch Of Shadow, Marcin Taszycki, Delog
Zestaw do nabycia w Requiem Rec.
Artur Mieczkowski
[Tekst pochodzi z #9/2003 r.]