Thomas Köner – pracownik w dźwięku

Thomas Köner, który sam siebie nazywa „soundworker”, to człowiek o kilku tożsamościach. Najwcześniejszą jest ta kompozytora „muzyki, która się nie rusza” – wyciszone polarne dźwiękobrazy były też tym co zwróciło uwagę międzynarodowej społeczności muzycznej na urodzonego w 1964 roku niemieckiego muzyka. Nawet tytuły wczesnych albumów – „Nunatak Gongamur” (1990) czy „Permafrost” (1993) – sugerują muzykę, która w równym stopniu polega na obecności co nieobecności dźwięku. W połowie lat 90-tych nadszedł czas na kolejną odsłonę – jako PORTER RICKS Thomas Köner razem z Andy Mellwigiem zaczęli tworzyć technoidalną, dubowaną muzykę, która, chociaż rytmiczna, przestrzenią wyraźnie nawiązywała do wcześniejszych dokonań bohatera poniższego wywiadu. Inna artystyczną kolaboracją jest KONTAKT DER JÜNGLINGE – w jej ramach partnerem Könera jest znany niemiecki kompozytor i muzyk Asmus Tietchens. Jak dotąd tandem ten dorobił się dwu pełnoczasowych albumów. Thomas Köner jest również autorem szeregu filmowych soundtracków i podkładów dźwiękowych do wystaw i instalacji – w tym kierunku podążają też jego nagrania z ostatnich kilku lat. Najnowszym wydawnictwem artysty a jednocześnie świadectwem jego zainteresowania związkami obrazu i dźwięku jest dwupłytowy „Zyklop” wydany w bieżącym roku przez Mille Plateaux.

Paweł Frelik

thomas Koener Anxious Magazine

Czy kiedykolwiek wyobrażałeś sobie jak to jest w środku czarnej dziury? Zadaję powyższe pytanie ponieważ słuchając twoich utworów, przed moimi oczami maluje mi się wizja dwóch różnych rzeczywistości, mających, jednakże wspólne powiązania z wszechświatem. Jedna jest nieruchoma, prawie statyczna, śmiertelnie zimna, nasuwająca mi na myśl skojarzenie z wnętrzem czarnej dziury.
Druga jest powiększonym fragmentem świata, wypełnionego cząstkami elementarnymi poruszającymi się dokoła, tworząc żywą molekularną plazmę.

Obydwie te wizje poruszają w moim umyśle jakąś pierwotną strunę i są bardzo przytłaczające w swoich skalach – pierwsza z nich na poziomie makro, druga natomiast jest mikroskopowa, niewidzialna, zredukowana do czystej energii.

Mówię o utworach, które wydajesz pod własnym imieniem + współpraca i albumy Portera Ricksa. Czy zgodziłbyś się z takim podziałem swojej muzyki (wyłączając z tego rzeczy audio- wizualne?)

To bardzo interesująca wizja! Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Jeśli tak, to w jaki sposób te dwa byty koegzystują? Czy są w jakiś sposób ze sobą związane? Gdzie zaczyna się pierwszy a gdzie zaczyna się drugi? Cóż, sądzę jednak, że wszystko to jest bardziej przyziemne – zaczynam pracę nad utworem i pracuję nad nim doprowadzając go do końca. I nie ma wtedy już nic… potem znów zaczynam pracę.

W czym czujesz się bardziej komfortowo i co jest dla ciebie bardziej inspirujące?

Najbardziej komfortowo czuję się robiąc filmy (muzykę filmową). Powód: to z pewnością jest bardzo sensowna rzecz, gdyż pomaga coś ulepszyć. Film niemy jest nudny, przynajmniej dla mnie oprócz FLICKERFILM. Tak więc tworzenie dobrego dźwięku dla prac wizualnych jest pomocne i dobre. Gdy tylko tworzysz czysty dźwięk, pytasz samego siebie czy jest on naprawdę lepszy niż cisza, którą zastępuje.

Skoncentrujmy się przez chwilę na czarnych dziurach. Co jest takiego fascynującego w tych ekstremach natury, które to inspirują cię do pracy?

Cóż, nie jestem tak naprawdę zafascynowany ekstremami natury – to bardziej ty wyobrażasz je sobie słuchając mojej muzyki. To fakt, wiele tytułów jest powiązanych z ‘zimnem’ np. Permafrost i Daikan (Daikan to japońskie słowo, które znaczy ‘bardzo zimno’). Te związki są w jakiś sposób fizyczne (jako że zimno spowalnia procesy organiczne) i filozoficzne. Jest tu także miejsce na fascynację samą eksploracją. Eksplorować nieznane terytorium – nie tylko geograficzne. Eksplorować dźwięk. Eksplorować życie. Czasami okazuje się to ryzykowne, więc mamy drugą kwestię: strach i związek ze strachem.

Mówiąc o samym procesie, powiedz nam parę słów o źródłach twoich dźwięków – wiemy na przykład, że lubisz gongi. Co pociąga cię najbardziej przy doborze dźwiękowej palety?

Między 1986-92, gdy studiowałem muzykę, pracowałem dla producenta gongów (paiste z Niemiec). Miałem swoje pomieszczenie, gdzie znajdowało się naprawdę wiele różnych rodzajów gongów. Każdy miał bardzo różny dźwięk a mnie to wszystko bardzo pociągało. Wtedy nie tylko je nastrajałem, lecz również dogłębnie je poznawałem. Jeśli zaś chodzi o paletę dźwiękową, zawsze następuje pewien ekscytujący moment gdy tworzę jakiś dźwięk i wtedy myślę – czy jest szczególny? Nie. Niesłyszalny przedtem? Być może. Poruszający? Tak. I z pewnością związany z moim życiem i energią.

W jaki sposób jesteś związany ze sztuką wizualną? Z jakimi twórcami filmowymi współpracowałeś?

Jest wiele przykładów współpracy z artystami filmowymi. Jednak głównym problemem jest rzecz następująca: jeśli chodzi o sztuki jedynie wizualne, najprawdopodobniej będziesz zmuszony znosić klimaty barowe i pijącą publiczność. Czasy się zmieniają a koncentracja stała się nieoceniona. Zaobserwowałem, że ludzie bardziej skupiają się na dźwięku gdy mają jeszcze na dodatek parę wizualnych koncepcji przed sobą .

Słowo „organiczny” pasuje tu bardzo dobrze. Mam na myśli to, że chociaż jesteś zaliczany do artystów tworzących muzykę elektroniczną, to jest tu uczucie naturalnego przepływu, biegu, ducha. Wszystko jest tu bardzo ludzkie. Jak myślisz, do jakiego stopnia technologia nas ogranicza? Czy widzisz jakieś zagrożenia jako artysta, kompozytor, czy też jako zwykła istota ludzka?

Oczywiście, staram się wyczuć ducha muzyki. Jest to coś stojącego w opozycji do robienia kariery. Pracuję z dźwiękiem w swoim naturalnym rytmie i umrę również w naturalnym rytmie, to wszystko. To bardzo proste. Nie ma we mnie strachu. Technologia to też przepływ. Rzeczy prowadzą jedynie do rzeczy a my korzystamy z tego. Technologia to dreszcz a najbardziej naturalne ze wszystkiego jest rozwijać współczucie dla wszystkich istot żywych, zaczynając wegańskie życie.

Rozmawiał Kamil Antosiewicz.
Tłumaczył Rafał Baron